Pisano o nim, że jest jednym z najbardziej znanych, a jednocześnie najmniej docenionych hollywoodzkich aktorów. Tę kliszę powtarzali dziennikarze i recenzenci, komentując kolekcję czterech oscarowych nominacji, z których żadna nie zamieniła się w statuetkę.
Jednak tym razem było inaczej. Od kiedy pojawił się w "Szalonym sercu" jako Bad Blake, uzależniony od alkoholu muzyk country, było jasne, że 60-letni Bridges jest murowanym faworytem wyścigu po tytuł najlepszego aktora.
Zagrał faceta, który ma za sobą za dużo nieudanych małżeństw, lat spędzonych w trasie i wypitych drinków. Gdy spotyka dziennikarkę Jean (Maggie Gyllenhaal), próbuje naprawić błędy i odkupić winy. – Kiedy wdrapiesz się na szczyt, pozostaje ci tylko jeden kierunek – mówił o głównym bohaterze w wywiadzie. – Toczysz się w dół.
Tymczasem Bridges zmierza w odwrotną stronę. Kontynuuje rodzinne tradycje. Jego ojcem był Lloyd Bridges, znany z szalonych komedii braci Zuckerów i Jima Abrahamsa. Starszy brat Beau również został aktorem, choć nie dorównuje talentem Jeffowi.
Kariera Bridgesa trwa już cztery dekady. Zaczynał jeszcze w latach 70. Nie aspirował do roli gwiazdy. Wyrobił sobie markę everymana – aktora, który z wyczuciem zmienia repertuar, grając złożone, niejednoznaczne moralnie postaci outsiderów.