Przypomnijmy, że Rocky był bokserem ze slumsów, który dostał szansę walki o tytuł mistrza świata. I choć przegrał na punkty, odniósł moralne zwycięstwo. „Giganci ze stali" rozgrywają się wedle podobnego schematu. Tyle że w ringu stają roboty.
Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości i boks w wykonaniu pięściarzy to już przeżytek. Publiczność łaknie mocniejszych wrażeń, a te zapewniają starcia tzw. robot-bokserów – maszyn specjalnie zaprojektowanych do wyniszczających walk. Te organizuje Charlie Kenton (Jackman), kiedyś niezły pięściarz, który teraz ledwo wiąże koniec z końcem. Aby utrzymać się w branży, Kenton jest gotów sprzedać nawet prawa do opieki nad 11-letnim synem Maksem (Goyo), byle tylko mieć gotówkę na nowego robot-boksera. Jednak los Charliego odmieni dopiero Atom, stara maszyna, którą Maks znajduje przez przypadek na złomowisku.
Nie ma co narzekać na wtórność filmu. Nie powstał z myślą o kinomanach, ale dzieciach. A zwłaszcza chłopcach. Ci, po seansie, na którym byłem, wychodzili z kina podekscytowani.
Familijny, USA 2011, reż. Shawn Levy, wyk. Hugh Jackman, Evangeline Lilly, Dakota Goyo