Najważniejszym obrazem o krachu na Wall Street z 2008 roku jest nagrodzony Oscarem film dokumentalny „Inside Job" Charlesa Fergusona. Reżyser nie tylko odsłonił mechanizm, który doprowadził światową gospodarkę na skraj bankructwa, ale sportretował mentalność i styl życia bankierów. Wnikliwością spojrzenia nie dorówna mu zapewne żadna fabularna opowieść.
Ekonomiczny kryzys to temat filmowo niewdzięczny. Zamiast dynamicznej akcji trzeba pokazywać gabinetowe narady i pełne hermetycznego słownictwa dyskusje specjalistów. Na dodatek klarowne przedstawienie skomplikowanych procesów gospodarczych tak, by połapał się w nich laik, graniczy z cudem.
Te trudności próbował obejść Oliver Stone, realizując – w tym samym czasie co Ferguson – sequel „Wall Street". Znany z lewicowych przekonań reżyser postawił tezę prostą jak konstrukcja cepa – do załamania sektora finansowego doprowadziły chciwość i gangsterskie praktyki. Film Stone'a był zaangażowaną społecznie, mocno populistyczną bajką z młodym maklerem w roli idealisty wierzącego, że ratunkiem dla gospodarki są ekologiczne technologie, a nie spekulacje na rynkach.
Pokazywany przez HBO „Zbyt wielcy, by upaść" Curtisa Hansona (m.in. „Tajemnice Los Angeles") to zdecydowanie wyższa półka. Ambicją tej telewizyjnej produkcji jest bowiem fabularna rekonstrukcja najbardziej gorących miesięcy 2008 roku, gdy nad Wall Street nadciągnęło widmo katastrofy.
Hanson nie bawi się w żmudne wyjaśnianie tła kryzysu – od razu wrzuca widza w środek zdarzeń. Rząd wprawdzie współfinansował przejęcie upadającego banku Bear Stearns przez koncern JP Morgan, ale gdy bankructwo zaczyna grozić także Lehman Brothers, sekretarz skarbu Henry Paulson (William Hurt), zmienia strategię. Zamierza namówić pozostałe banki do współpracy, by wbrew logice wolnego rynku pomogły konkurentowi. Taka operacja wymaga nie tylko talentów negocjacyjnych, ale przede wszystkim zmiany świadomości bankierów.