Nie wszystko na sprzedaż

Wybrali jeden z najbardziej ekshibicjonistycznych zawodów świata. Teraz trenują sztukę unikania mediów. To poza czy lęk młodych aktorów przed show-biznesem?

Publikacja: 19.08.2012 16:00

„Yuma” w reżyserii Piotra Mularuka, wkrótce w kinach

„Yuma” w reżyserii Piotra Mularuka, wkrótce w kinach

Foto: kino świat, Bartosz Mrozowski Bartosz Mrozowski

Jakub Gierszał i Mateusz Kościukiewicz. Znów jest o nich głośno. Nie za sprawą ekscesów omawianych przez tabloidy, lecz ról, dzięki którym podtrzymują wizerunek niegrzecznych chłopców.

– Jestem introwertykiem, cichym gościem – deklaruje kreowany na rodzimego Jamesa Deana Gierszał, odtwórca poruszającej roli w „Sali samobójców" Jana Komasy i świetnie zarysowanej postaci w nadchodzącej premierze tego lata – „Yumie" Piotra Mularuka.

Mateusz Kościukiewicz, pasowany na pierwszoplanowego buntownika polskiego ekranu po filmie „Wszystko, co kocham" Jacka Borcucha i późniejszej wstrząsającej roli w „Matce Teresie od kotów" Pawła Sali, też unika rozgłosu. Teraz może to być trudne – do kin trafił film „Bez wstydu" Filipa Marczewskiego, opowiadający o zakazanej miłości siostry i brata.

Kościukiewicz na etykietkę kolejnego wcielenia J.D. zapracował nielicznymi, ale zawsze ostrymi wypowiedziami w prasie: „Mam apetyt na kino, ale bez pędu do sławy czy forsy. Wolę mieszkać kątem u znajomych i zap... na rowerku, niż na dzień dobry zeszmacić się w »Tańcu z ci...«. Znam ten proces. Najpierw chodzi o mieszkanie, potem o samochód. To prawie nic nie kosztuje. Zatańczę, zaśpiewam, »zaszczycę obecnością«. Mijają dwa lata – codziennie idziesz do serialu, uprawiasz mielonkę aktorską. Nie rozwijasz się, nie inwestujesz w zawód, w końcu się przyzwyczajasz. Tyle wystarczy. Jest kasa, jest luz. A ja nie chcę luzu, chcę walki – o sens".

Dwie strony medalu

Kościukiewicz (rocznik '86) i młodszy o dwa lata Gierszał weszli do kina z rozmachem, razem. Spotkali się na planie filmu „Wszystko, co kocham", gdzie grali również Olga Frycz, Mateusz Banasiuk czy Igor Obłoza. Mateusz był w tej grupie najbardziej widoczny, charyzmatyczny, ale na premierze zachowywał się jak koledzy – ze sztubacką pewnością siebie, gotowy do rozmów i młodzieńczego brylowania.

Pytany o swojego bohatera odpowiadał: – Kolega ze studiów powiedział mi po obejrzeniu filmu: „Mati, jak ty byś taki był w życiu, to wszystko by było spoko". Ja mu na to: „Stary, wiesz, że to nie jest takie proste. Każdy ma dwie strony medalu. I dobrą, i złą. Jesteśmy tak samo czyści jak brudni. Zależy tylko, w jakiej równowadze się poruszamy". Ze swadą prezentował także swoje opinie Jakub, wówczas student trzeciego roku krakowskiej szkoły teatralnej. Mówił o trudnym do opisania poczuciu radości i wolności, jakiej doświadczył z kolegami na planie „Wszystko, co kocham".

Nie potrzeba było jednak wiele czasu, aby zachowanie aktorów się zmieniło. Zaczęli unikać nawet drobnych wypowiedzi, coraz częściej odmawiali udzielania większych wywiadów, odrzucali propozycje udziału w typowo celebryckich przedsięwzięciach i nie obnosili się z życiem prywatnym. Co ciekawe, ich abnegacja, w dobie wyskakujących z każdej lodówki beztalenci, podejrzanie długo utrzymujących się na fali, fascynowała. Nie mniej niż kolejne kreacje.

Między rolą we „Wszystko, co kocham" a tą w „Yumie" Kuba Gierszał miał pełne ręce roboty. „Sala samobójców", która zwróciła na niego uwagę, była czymś więcej niż filmem. To wręcz fenomen socjologiczny – w kinach obejrzało go prawie milion widzów. Wielu nastolatków przejrzało się w granym przez Gierszała Dominiku. Świat kina klaskał, bo „Sala samobójców" kosiła nagrody, gdzie tylko pojechała. Kilka trafiło w ręce aktora.

Zyga na granicy

Gierszał nie ukrywa, że ta fala komplementów mogła zawrócić w głowie. Pojawiło się wiele pokus pójścia na łatwiznę, a i o utrzymanie pokory nie było łatwo. Wspomina, że walczył, by ją w sobie zachować.  – Wiem, że to utarta opinia, ale jeden z największych aktorów, jakim jest Robert De Niro, powiedział kiedyś, że on bardzo nie chciałby się widowni znudzić, dlatego ma tak indywidualne podejście do każdej kolejnej roli. Uważam podobnie. Jeśli każdą historię, którą chcemy opowiedzieć, potraktuję osobno, może uda mi się tę pokorę nadal w sobie mieć – mówił chwilę przed tym, gdy wybuchł szał w związku z „Salą samobójców".

Premiera filmu Komasy na festiwalu w Berlinie przyczyniła się do tego, że uwaga skupiła się na Jakubie jeszcze bardziej. Rok później, gdy uczestnicząc w projekcie Shooting Stars, uczył się już poruszać po międzynarodowym rynku filmowym, podkreślał, że to wielkie wyróżnienie, ale nie za dobrze czuje się w tej atmosferze. Podsumowywał: – Festiwal w Berlinie, wywiady, kamery telewizyjne. Nie byłem do tego przyzwyczajony. Nie chcę się przyzwyczajać.

Na razie wygląda na to, że zainteresowanie aktorem szybko nie minie. W „Yumie" dostał główną i wprost wymarzoną rolę – bohatera, który zmienia się nie do poznania. Zyga to zwyczajny chłopak z nadgranicznego miasteczka, który przechodzi traumatyczną inicjację i w dobie gospodarczego przełomu staje się młodocianym królem yumowania, czyli kradzieży w niemieckich sklepach i przemytu. Młodzieńczo zachłanny na życie chłopak, mimo starań aktora, nie do końca przekonuje metamorfozą. Reżyserski zamysł wystylizowania Zygi na Jamesa Deana, startującego w lepsze życie w kowbojskich butach i żółtej kurtce, którą z czasem zamienia na czarną „skórę", też sprawdza się jedynie częściowo. Bohaterowi Gierszała brakuje charyzmy i mroku, które tak dobrze wygrywa Kościukiewicz. Ale przed aktorem jeszcze jedna premiera, tym razem polsko-hiszpańska koprodukcja Jacka Borcucha „Nieulotne".

Opadająca fala

Fala emocji, która towarzyszy Gierszałowi, w przypadku Kościukiewicza ostatnio opadła. Trudno będzie ją podnieść – niestety rozczarowującą – rolą w „Bez wstydu" Filipa Marczewskiego. Mimo skandalizującej otoczki film opowiada o namiętności narastającej między siostrą (Agnieszka Grochowska) a młodszym bratem (Kościukiewicz), a pokazana na ekranie historia jest pozbawiona mocy i dwuznacznego posmaku. Mateusz powiela znane gesty, oswojone spojrzenia, podtrzymuje abnegacki wizerunek wewnętrznie rozdartego chłopaka. Szkoda, że ponownie celując w rolę ryzykowną i interesującą, z powodu scenariusza nie dostał pola do popisu. Chociaż Grochowska, charakteryzując ekranowego partnera, komplementowała go, używając określenia „zjawisko nieopisywalne, nieogarnialne". Podkreślała: – W czasie zdjęć był dla mnie nieustającą, fascynującą zagadką.

Chłopiec na ekranie o wiele ciekawszą rolę zdaje się grać poza nim. Tu sprawia już wrażenie dojrzałego mężczyzny. Jak się zmienił, widać szczególnie, gdy porównamy go z Gierszałem, a przecież są niemal rówieśnikami. W jedynym, krążącym po Internecie z okazji „Bez wstydu" wywiadzie Mateusz nie ma w sobie już dawnego zagubienia i chaotyczności wypowiedzi. Wydaje się opanowany i cierpliwy. Ale mimo tych nowości parę rzeczy pozostało po staremu. Na festiwalowym pokazie w Gdyni oczywiście się nie pojawił. Nadal też trzyma się niezadeklarowanej nigdzie zasady, że im mniej mówi, tym bardziej jest intrygujący.

Role mówią za niego. Na wąskim polskim rynku udało mu się dostawać propozycje wyjątkowe. Po pełnym wdzięku Janku buntowniku wcielił się w mrocznego chłopca, który wraz z bratem morduje matkę w „Matce Teresie od kotów" Pawła Sali. Za tę ostatnią rolę otrzymał nagrodę aktorską na festiwalu w Karlowych Warach i Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego. Na premierę czeka nowy film z jego udziałem – „Nigdzie" Małgorzaty Szumowskiej – opowiadający o gejowskim uczuciu między księdzem (Andrzej Chyra) a prostym wiejskim chłopakiem (Kościukiewicz). Aktor nie mógł narzekać także na brak propozycji teatralnych: u Krystiana Lupy z dnia na dzień dostał zastępstwo w sztuce „Persona. Marilyn", u Krzysztofa Warlikowskiego zagrał w „Końcu". Jego wiersze wysyłane do dziewczyny w formie SMS-ów zainspirowały Pawła Mykietyna w czasie komponowania „III symfonii".

Gdy buntownik dorasta

Wchodząc w świat kina, Kościukiewicz mówił:  – To moje życie. Ja decyduję. Ja wybieram. Gdzie, z kim, w jakiej sprawie. Nie chodzi o żadną kalkulację, mam zdecydowanie negatywne zdanie, jeśli chodzi o celebryckie dancingi lub slalom po „kolorówkach", ale poza tym zwyczajnie nie mam na to czasu. Wbrew pozorom ciężko pracuję – podkreślał. Teraz przestał już być tak kategoryczny. We wspomnianej internetowej rozmowie dopuszcza nawet myśl o graniu w serialach. – Jak ktoś ma rodzinę, jest za nią odpowiedzialny, ma wiele zobowiązań – wiadomo, że musi jakoś zarabiać – tłumaczy. Kościukiewicz zapowiada przejście do kolejnego zawodowego etapu. Jego początkiem ma być rola we wspomnianym filmie „Nigdzie", wyreżyserowanym przez obecną partnerkę aktora. Czy nowa sytuacja zawodowa i życiowa skłoni Kościukiewicza do cieplejszych i częstszych kontaktów z mediami? Raczej nie.

Wydaje się, że łatwiej jest budować wokół siebie aurę niedopowiedzeń i nosić maskę buntownika, niż stawić czoło showbiznesowej machinie, celnie ripostować nazbyt dociekliwym dziennikarzom czy redaktorom. Jak Maciej Stuhr czy Piotr Adamczyk ze swobodą wchodzić w dyskurs na różne tematy, byle nie dotyczyły prywatności.

Ale nie tylko Kościukiewicz i Gierszał unikają mediów. Większość rozpoczynających zawodowe życie młodych aktorów zachowuje się tak, jakby nie miała świadomości potrzeb i presji środków masowego przekazu. Potrafią zagrać poruszająco, ale jeszcze niewiele mają do powiedzenia poza planem. W te sidła wpadają coraz to kolejni, z racji wieku nieprzygotowani na lawinę wywiadów i atakujące zainteresowanie. Czy Marcin Kowalczyk i Dawid Ogrodnik, odtwórcy ról w głośnym już filmie „Jesteś Bogiem" Leszka Dawida, będą potrafili zachować dystans do swojego medialnego życia, które nie tak łatwo upilnować?

Bywa też, że dzisiejsi młodzi aktorzy, przed kamerą wchodzący z naturalnością w kolejne sceny, po nagraniach tracą samozachowawczy instynkt. Zdarzyło się to Antoniemu Królikowskiemu. Interweniować musiał obeznany z meandrami show-biznesu ojciec. Antek przyznał w wywiadzie dla „Gali", że Paweł Królikowski nieraz go przestrzegał, ale on „zachował się jak Simba, bohater »Króla Lwa«, który pomimo zakazu Mufasy odwiedził cmentarzysko słoni, a jak to się skończyło, każdy wie... No i dzisiaj, z podkulonym ogonem sam muszę przyznać, że rodziców słuchać warto!" – komentuje. Reakcję mediów na całą sytuację nazywa jednak histerią.

„Bezwzględnych reguł i właściwie braku zasad świata, do którego trafił z niewielkiego rodzinnego miasteczka", jest już świadomy Kościukiewicz. Gierszał w wywiadzie dla „Elle" skupia się na razie na pozytywach: – Niektórym nie wystarcza praca w biurze – mówi. – Mnie kręci zawód, który dawałby mi kopa". Dodajmy: „kopa pod kontrolą".

Jakub Gierszał i Mateusz Kościukiewicz. Znów jest o nich głośno. Nie za sprawą ekscesów omawianych przez tabloidy, lecz ról, dzięki którym podtrzymują wizerunek niegrzecznych chłopców.

– Jestem introwertykiem, cichym gościem – deklaruje kreowany na rodzimego Jamesa Deana Gierszał, odtwórca poruszającej roli w „Sali samobójców" Jana Komasy i świetnie zarysowanej postaci w nadchodzącej premierze tego lata – „Yumie" Piotra Mularuka.

Pozostało 96% artykułu
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach