Ten film z pozoru jest bardzo prosty, można go streścić w paru zdaniach. Na najlepszej nowojorskiej uczelni muzycznej 19-letni perkusista trafia pod opiekę nauczyciela – legendy szkoły. To kat, który stosuje przeraźliwe metody. Upokarza swoich uczniów, szczuje ich na siebie nawzajem jak psy przed walką na śmierć i życie. Wszystko po to, żeby wzbudzić w nich bunt i zmotywować do pracy. Nie wszyscy to wytrzymują. On może człowieka zniszczyć, ale sam też walczy z własnymi niespełnieniami i wyrzutami sumienia.
W filmie Damiena Chazelle'a niewiele jest akcji. Ważna jest każda rozmowa, każdy szczegół. Film ma superprecyzyjny scenariusz i jest świetnie zagrany. Do tego dochodzą dynamiczne zdjęcia, perfekcyjny montaż i obłędna muzyka.
„Whiplash", zwycięzca festiwalu Sundance, wciąga i hipnotyzuje. Nie pozwala na chwilę dekoncentracji. Porywa w nim psychologiczny pojedynek między uczniem i nauczycielem. Hipnotyzują koncerty, które stają się nie tylko wydarzeniem muzycznym, ale przede wszystkim emocjonalnym. To wtedy ujawniają się najsilniejsze namiętności bohaterów.
Zapowiada się więc znakomity początek festiwalu, ale i na następne dni organizatorzy przygotowali kilka głośnych tytułów. „Foxcatcher" Bennetta Millera oparty jest na prawdziwej historii mistrza olimpijskiego w zapasach Marka Schultza, który trenował w ośrodku założonym przez ekscentrycznego milionera Johna du Ponta. „Manglehorn" Davida Gordona Greena to popis aktorski Ala Pacino w roli starego człowieka, który stale żyje przeszłością, pisząc listy do swojej dawnej miłości i odwracając się od prawdziwego życia.