Interstellar
reż. Christopher Nolan, Wyd. Galapagos
„Największe widowisko Nolana i największe rozczarowanie" — pisał recenzent „Guardiana", krytyczka „The Washington Post" zarzucała mu płyciznę intelektualną, a Kenneth Turan z „Los Angeles" wychwalał pod niebiosa. 168-minutowe „Interstellar" zachwyca i denerwuje, ale nie pozostawia obojętnym.
Christopher Nolan zawsze próbował pogodzić na ekranie wodę z ogniem. Wychował się na styku dwóch kultur: jego matka była Amerykanką, ojciec — Brytyjczykiem. Od wczesnego dzieciństwa żył pomiędzy Chicago i Londynem. W Anglii skończył szkołę średnią i studia reżyserskie, ale nie został niszowym artystą europejskim. Swoje wysublimowane intelektualne próbuje połączyć z atutami kina hollywoodzkiego: rozmachem, perfekcjonizmem realizacji, a z czasem też z ukłonem w stronę masowej widowni.
Powstaje z tego ciekawa mieszanka. Od debiutanckiego „Following", przez nominowane za scenariusz do Oscara „Memento", znakomitą „Bezsenność", niepokojący „Prestiż" aż do „Incepcji" z Leonardo Di Caprio zawsze opowiadał o ludziach, którzy nie dają sobie rady z własną psychiką. Oryginalny twórca zmienił też oblicze Batmana. Uczłowieczył go, obnażył jego słabości, zanurzył w ciemnym świecie pełnym lęku i zła.
Z biegiem lat Nolan jednak coraz silniej podlega presji Hollywoodu, czego dowodem jest „Intestellar". Gdy ziemi grozi totalna katastrofa ekologiczna, badacze usiłują dotrzeć do innych galaktyk, by przekonać się, czy da się na nich żyć. Nolan tworzy trzygodziną, nieprawdopodobną wręcz opowieść. Tak jak kiedyś Terrence Malick próbował w „Drzewie życia" dostać się do serca Ziemi, tak teraz on przeprowadza człowieka przez czarną dziurę. Pokonuje tajemnicę, staje się marzycielem spełniającym odwieczne pragnienie przejścia tej granicy, która dla człowieka zawsze była nieprzekraczalna. Imponuje obrazami, wyobraźnią. Ale w jego niezwykłą opowieść science-fiction wdziera się filozofia masowego kina, które ma wzruszyć. „Tylko miłość potrafi podróżować przez czas i kosmiczną przestrzeń" — mówi jedna z badaczek kosmosu, a osią „Interstellar" staje się relacja między ojcem i dziećmi. Po hollywoodzku budująca i rzewna. Chwilami nie unika też Nolan patosu, tak dobrze znanego z kina Stevena Spielberga.