Rzeczpospolita: Rekordowa liczba chętnych zgłasza się do pracy w bieszczadzkiej Straży Granicznej. To „efekt »Watahy«", serialu ze strażnikami w roli głównej. Czy produkcje telewizyjne naprawdę mają tak dużą siłę oddziaływania?
Wiesław Kot: Oczywiście. Już w latach 60. i 70. poznańska szkoła wojsk pancernych przeżywała oblężenie, co było bezpośrednim efektem serialu „Czterej pancerni i pies". Młodzi ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy, jak ciężka jest służba w wojsku, ponieważ ten serial pokazywał im wojnę jako swego rodzaju sjestę w czołgu.
Skąd ta chęć naśladowania życia bohaterów serialowych?
Inaczej niż w przypadku filmów my te postacie serialowe podglądamy praktycznie codziennie i traktujemy jak sąsiadów. Kiedy kupią sobie nowy samochód, to chcemy dostosować się do ich poziomu. Kiedy Karwowscy z „Czterdziestolatka" zrobili sobie otwór drzwiowy zakończony półokrągłym łukiem, to w Polsce nawet w małych mieszkankach w blokach modne stało się rezygnowanie z drzwi. Ten fenomen nazwano „łukami Karwowskiego". Ludziom wydawało się, że będą żyli jak ten warszawski inżynier.
W latach 80. szalenie popularne stały się bufiaste ramiona żakietów, ponieważ takie nosiła Linda Evans w serialu „Dynastia". Z kolei w latach 90. serwis herbaciany z charakterystycznym wzorem cytryny, który pojawiał się na stole u Lubiczów z „Klanu", stał się ulubionym prezentem na ślub. Dziś bohaterów seriali naśladuje się właściwie we wszystkim, łącznie z tym, jak radzą sobie z trudnymi sytuacjami rodzinnymi.