Trzeba dobrych chęci, by znieść tę niedorzeczną bajdę, która najpierw została wydana w USA w postaci książki (już w naszych księgarniach) i odniosła sukces wydawniczy. Wydaje się, że przy tej opowieści nawet sagę “Zmierzch” można uznać za momentami interesującą.
Tytułowy Numer Cztery to jeden z dziewięciorga kosmitów z planety Lorien, zmuszonych z niej zbiec i ukrywać się na Ziemi. Ścigają ich Mogadorianie, chcąc unicestwić. Udaje im się z trzema, Numer Czwarty będzie następny. To piętnastoletni John Smith – taką przyjął tożsamość – którym opiekuje się jego protektor Henri (kosmici mają ludzką powierzchowność, więc można było do głównej roli zatrudnić brytyjskiego modela luksusowej marki Burberry). Jasnowłosy chłopiec zaszywa się w Paradise w Ohio i chodzi tam do szkoły. Potem zakochuje się z wzajemnością w blondwłosej i kochającej zwierzęta cheerleaderce Sarze.
Będąc Lorieninem, John posiada kilka supermocy. Te pomagają mu w prześladowaniach ze strony byłego chłopaka Sary, wynoszeniu psów z płomieni (sam ma czworonoga z kosmosu) i – oczywiście – toczeniu walki z Mogadorianami.
Drugą gwiazdkę przyznałam filmowi za efekty specjalne na dobrym hollywoodzkim poziomie. Ale przeciętnie grany film D.J. Caruso dłuży się i nuży zmysły pomimo scen akcji. Czujemy się obojętni na losy bohaterów przemawiających okropnymi dialogami. A to dopiero początek sześcioczęściowej serii…
[ramka]USA 2011, reż. D. J. Caruso, wyk. Alex Pettyfer, Dianna Agron, Timothy Oliphant, Teresa Palmer[/ramka]