Nowy film Paula Gordona - minimalny budżet, ciekawe efekty

Kino niezależne. Zabawny „The Happy Poet" Paula Gordona od piątku na ekranach kin – pisze Barbara Hollender

Aktualizacja: 17.04.2011 12:45 Publikacja: 12.04.2011 18:44

Paul Gordon gra główną rolę, jest autorem scenariusza, reżyserem, montażystą i producentem

Paul Gordon gra główną rolę, jest autorem scenariusza, reżyserem, montażystą i producentem

Foto: SOLOPAN

– Są różne poziomy niezależnego kina – mówi Paul Gordon. – Niektórzy kręcą filmy za 20 mln dolarów i narzekają, że bardzo im ciężko. Mój kosztował 25 tys. dolarów i robiliśmy go z przyjaciółmi dwa lata.

Zobacz fotosy z filmu

Na festiwalach kina niezależnego pojawiają się dziś filmy z gwiazdami, produkowane za olbrzymie pieniądze. Ich przepustką do „niezależności" jest to, że nie powstały w wielkim hollywoodzkim studiu. A obok nich są obrazy takie jak „The Happy Poet". Zrobione nie-mal chałupniczo. Wzruszające. Wnoszące na ekran świeżość. Czasem wywołujące w widzu emocje większe niż drogie produkcje kręcone przez 150-osobowe ekipy.

Film Paula Gordona jest błyskotliwą, pełną uroku i zabawnych dialogów opowieścią o niedzisiejszym facecie, trochę fajtłapowatym i niezaradnym, który chce się jakoś utrzymać na powierzchni życia. Wymyśla więc, że w dobie fast foodów będzie sprzedawał w parku kanapki własnej roboty. Zdrowe, pełne warzyw. Uruchamia interes, ale nie wytrzymuje konkurencji. Jego skromny biznes bankrutuje.

Paul Gordon przełamuje filmowe schematy. „The Happy Poet" mógłby też zostać uznany za komedię romantyczną, bo Bill jest zauroczony jedną ze swoich klientek, delikatnie próbuje ją zdobyć. Ale czy subtelni marzyciele potrafią dziś podrywać dziewczyny?

Bill stawia swój kramik w Austin, z dala Los Angeles, Nowego Jorku, San Francisco czy Chicago, gdzie zwykle toczy się akcja amerykańskich filmów komercyjnych. Paul Gordon też pracuje w Austin, w Teksasie. Nie ukrywa, że jest podobny do swego bohatera, którego zresztą sam gra. Skończył studia filmowe, ale ma debety na kartach kredytowych, nie założył rodziny.

– Próbując robić niezależne kino, wpędziłem się w potworne długi – mówi. – Dzisiaj muszę dorabiać w innych zawodach. Czasem pracuję przy komputerach, czasem w budownictwie albo jako kierowca.

Nie jest obrażony na Hollywood, pukał do bram wytwórni, pracował nawet przy scenariuszach. Ale na razie nie widzi tam dla siebie szans.

– W latach 90. studia wspierały czasem albo brały do rozpowszechniania skromne filmy – twierdzi. – Teraz już nie. Po kryzysie ekonomicznym ich konserwatyzm jeszcze się pogłębił. Mój film nie mógł znaleźć w Stanach dystrybutora. Nawet po festiwalu w Wenecji, gdzie zebrał bardzo dobre recenzje. Wszyscy uważają, że bez gwiazd i efektów specjalnych nie ma potencjału komercyjnego.

W „The Happy Poet" Paul Gordon pozwala sobie na końcową woltę. Lump, któremu Bill daje gratis kanapki, okazuje się zdziwaczałym milionerem. Razem uruchamiają biznes. Żadną tam małą budkę w parku. Dużą sieć Happy Poet.

Bardzo to ironiczny happy end, przypominający lukrowane zakończenie gorzkiego, okrutnego „Gracza" Roberta Altmana. A bunt przeciwko korporacyjnej rzeczywistości? Niezgoda na system pozbawiający człowieka osobowości? Gordon uśmiecha się smutno z ekranu: chcąc w dzisiejszym świecie odnieść sukces, trzeba się wyrzec idealizmu.

 

– Są różne poziomy niezależnego kina – mówi Paul Gordon. – Niektórzy kręcą filmy za 20 mln dolarów i narzekają, że bardzo im ciężko. Mój kosztował 25 tys. dolarów i robiliśmy go z przyjaciółmi dwa lata.

Zobacz fotosy z filmu

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Film
„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta