Najważniejsza jest dla mnie jedna z końcowych scen filmu: gdy ciało zmarłej w wyniku chorób wenerycznych Saartjie Baartman, słynnej Czarnej Wenus, jest krojone na stole przez jednego z naukowców, podczas gdy naturalnej wielkości odlew jej postaci malowany jest na kolor jej skóry.
W tej samej chwili, gdy nóż odkrawa intymne fragmenty jej ciała oraz pozbawia ją mózgu, subtelne pociągnięcia pędzla zauroczonego nią malarza nadają jej gipsowej twarzy wyraz łudząco podobny do prawdziwego. Już wiemy, co się dzieje: za chwilę uczestnicy osobliwego sympozjum staną się świadkami – a my z nimi – niezwykłego, choć fałszywego odkrycia w świecie nauki i uwierzą w kłamstwo, którym, jak wieloma dotąd na temat afrykańskich plemion, karmić się będą biali ludzie.
Czytaj więcej w Kulturze Liberalnej