Arkadiusz Jakubik podpatruje ekipę filmową. Młody zdolny reżyser robi film o miłości. Z aktorką od dawna łączy go romans. Aktor, debiutant, jest zauroczony swoją partnerką. Na planie toczy się gra. Między parą wykonawców coś zaczyna iskrzyć. Z ekranu padają kwestie ze scenariusza, ale też reżyser, aktorzy, członkowie ekipy mówią wprost do kamery, jak w dokumencie.
Płynące zdania czasem są ważne, czasem nie. Ale i tak najistotniejsze jest to, co się wydarza między słowami. Zazdrość reżysera walczy z jego pasją filmową. On chce widzieć na ekranie chemię. "Zajmij się nim! Idź z nim do łóżka, zrób mu loda! Jesteś aktorką do wynajęcia. Zagraj to albo zrób!" – krzyczy do dziewczyny. Sztuka rodzi potwory.
Ale to nie wszystko, bo poza filmowym mikroświatem jest jeszcze inne życie. Codzienne, odarte z romantycznej otoczki. Za mało kochana żona reżysera. Dziewczyna aktora, która czuje się zaniedbywana, szantażuje, a potem zabiera dziecko i wyprowadza się z domu.
W "Prostej historii o miłości" chwilami nie wiadomo, kiedy aktorzy prowadzą filmowe dialogi, a kiedy zwracają się do siebie naprawdę. "Miłość to fala, która ściąga mnie na dno" – to zdanie w ustach bohaterki brzmi sztucznie i pretensjonalnie. Powtórzone w życiu nagle nabiera nowych znaczeń.
W filmie Jakubika są trzy światy: kina, ekipy filmowej i ten zewnętrzny. Fikcja miesza się z rzeczywistością, a wszystko razem tworzy mozaikę pełną namiętności, tęsknot i rozczarowań. Jaką cenę się płaci za bycie artystą? Co jest w życiu ważne? "Gdybyś miał uratować z pożaru kota albo obraz Rembrandta, to co byś wybrał?" – pyta dziewczyna. Gdzie się kończy prawda, a zaczyna fałsz? Gdzie się kończy fałsz, a zaczyna prawda?
"Prosta historia o miłości" to debiut reżyserski aktora, który stworzył świetne kreacje w "Weselu" i "Domu złym" Wojciecha Smarzowskiego. Teraz wybrał kino oparte na słowie, a jednak mające niebywałą siłę. Bardzo precyzyjne. Rejestrujące nastroje, stawiające pytania, na które nie ma wszakże jednoznacznej odpowiedzi.