„Rękopisy nie płoną" to film Mohammada Rasoulofa, irańskiego reżysera, autora znakomitej „Żelaznej wyspy". I tylko on jeden ten obraz podpisał. Chciał chronić swoją ekipę przed represjami. Takie oświadczenie widnieje zresztą w końcówce filmu.
Rasoulof nawiązał do wydarzeń, jakie nastąpiły w Iranie w latach 1988–1999, gdy rząd przeprowadził czystkę wśród intelektualistów. Szacuje się, że „w niewyjaśnionych okolicznościach" zginęło wówczas około 80 pisarzy, tłumaczy, dziennikarzy i aktywistów politycznych. Zwykle pozorowano samobójstwo, wypadek samochodowy. Niektórzy umierali na atak serca, tyle że wywołany zastrzykiem z potasem. Metoda była za każdym razem inna, aby nie łączono tych śmierci. Sprawa wyszła na jaw, gdy agenci przeholowali i w czasie dwóch miesięcy 1998 roku zamordowali pięcioro opozycjonistów.
Zbrodnie reżimu
W filmie Rasoulofa stary pisarz Kasra spotyka się z dawnym kompanem z celi, który został wypuszczony, a zaraz potem wstąpił do służby bezpieczeństwa i objął największą gazetę w kraju. Kasra nie ma paszportu, a chce jeszcze przed śmiercią zobaczyć córkę, która wyemigrowała do Europy. W zamian za wydanie dokumentu jest gotowy oddać rękopis powieści.
Opisał w niej próbę zaaranżowania wypadku autokaru, którym na zjazd literatów w Armenii jechało ponad 20 artystów. Pisarz oddaje oryginalny manuskrypt, ale uprzedza, że są jeszcze dwie kopie i gdyby jemu się cokolwiek stało, przyjaciele powieść opublikują. Nie przewiduje jednak determinacji organów bezpieczeństwa. Dwaj agenci dotrą do ludzi, którzy chowają pozostałe rękopisy.