Powstanie wielkopolskie na małym i dużym ekranie
Powstanie wielkopolskie, którego 96. rocznicę wybuchu obchodziliśmy przed miesiącem, to jedyny w naszej historii powstańczy zryw, który w całości osiągnął wyznaczone cele. Niemieccy zaborcy zostali pokonani, Wielkopolska po latach niewoli powróciła do macierzy. Mimo to, a może właśnie dlatego, wciąż niewiele o nim wiadomo, nie zaistniało w powszechnej świadomości.
Przy tej okazji nasuwa się pytanie: czym dzisiaj powinno być kino historyczne? Czy trzymającym się wiernie faktom ilustrowanym wykładem, a może spektakularnym widowiskiem próbującym olśnić i zaciekawić widza rozmachem efektów komputerowych? Pierwszy przypadek to najkrótsza droga do zanudzenia i zniechęcenia historią, drugi grozi niebezpieczeństwem popadnięcia w komiksową skrótowość i mimowolny kicz. Niedawne porażki „1920. Bitwa warszawska" i „Bitwy pod Wiedniem" mogą boleśnie zniechęcać do podejmowania podobnych prób. Jak się okazuje, nie wszystkich.
W 2011 roku marszałek województwa wielkopolskiego Marek Woźniak ogłosił konkurs na scenariusz filmu nawiązującego do wydarzeń 1918 roku. Zwyciężyła „Hiszpanka" – praca reżysera Łukasza Barczyka znanego dotąd z kameralnych, niszowych produkcji („Patrzę na ciebie, Marysiu", „Przemiany", „Nieruchomy poruszyciel", „Italiani"). I to on zrealizował ostatecznie wysokobudżetową (24 mln zł) superprodukcję w międzynarodowej obsadzie.
Czy oglądamy film o powstaniu? Tylko w pewnym sensie i na pewno nie jest to okolicznościowa, hurrapatriotyczna laurka. Reżyser zapowiadał „thriller spirytystyczny" rozgrywający się w Poznaniu tuż przed wybuchem powstania. Przygotowania do patriotycznego zrywu są więc jedynie tłem dla głównego wątku – pojedynku demonicznych hipnotyzerów. Ciekawy pomysł idący na przekór przekonaniu o pragmatyzmie Wielkopolan w realizacji sprawdził się średnio.