Korespondencja z Cannes
Krytyk „The Hollywood Reporter" Scott Roxborough jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu zabawił się w analizowanie gustów tegorocznych jurorów. Według niego bracia Coen mogą faworyzować autorów kina, a więc Jacquesa Audiarda i Yorgosa Lanthimosa. Hiszpanka Rossy de Palma, znana z wczesnych filmów Almodovara może zachwycić się obrazem Michaela Franco „Chronic" o sanitariuszu, który pielęgnuje ludzi terminalnie chorych. Lubiący ryzyko Jake Gyllenhaal powinien faworyzować takie próby jak „Sicario" Denisa Villeneuve'a czy „Morze traw" Gusa van Santa. Francuska gwiazda Sophie Marceau może bronić obrazu Maiwenn „Mon Roi", zaś amerykańska aktorka Sienna Miller - filmów z mocnymi rolami kobiecymi, a więc „Carol" Todda Haynesa z kreacją Cate Blanchett i „Makbeta" Justina Kurzela z Marion Cotillard. Admiratorem tego ostatniego filmu może też, według Roxborougha, okazać się muzyk Rokia Traore. Z kolei Guillermo del Toro powinien faworyzować kino gatunkowe Hou Hsiao-hsiena, a cudowne dziecko kina Xavier Dolan - poprzeć jedyny konkursowy debiut — „Syna Szawła" Laszlo Nemesa.
Dzisiaj wiadomo na pewno, że z konkurencji odpadł film van Santa - kompletna porażka. Ale w grze pozostaje bardzo wiele tytułów. W rankingach dziennikarskich przewodzi wciąż „Carol" Todda Haynesa, opowieść o lesbijskiej miłości w latach 50. zrealizowana na podstawie książki Patricii Highsmith. Grająca tam tytułową rolę Cate Blanchett wymieniana jest jako mocna kandydatka do nagrody aktorskiej.
Zastanawiam się komu ja dałabym w tym roku Złotą Palmę... Chyba najbliższa mojej wrażliwości jest „Mia madre" Nanni Morettiego - wzruszająca opowieść o reżyserce, która musi zmierzyć się z odchodzeniem matki. To film o różnych życiowych postawach, uczuciach, pasjach, sztuce, współczesnym zagionionym i celebryckim świecie. Ale i o tym, jak mało wiemy nawet o naszych najbliższych i o tym, co naprawdę ważne.
W ostatnich dniach dużo mówiło się o „Zabójczyni" Hou Hsiao-hsiena - bardzo stylowej opowieści z Chin IX wieku. A czarnym koniem festiwalu pozostaje „Syn Szawła" - debiut 38-letniego Węgra Laszlo Nemesa - o mężczyźnie, który w obozie Auschwitz-Birkenau chce godnie pogrzebać zwłoki dziecka, o próbie zachowania człowieczeństwa w nieludzkich okolicznościach. Choć mnie ten film ma wstrząsający początek, a potem trochę razi fałszem i zbyt wymyślną historią.