Pierwszą po dwudziestoletniej przerwie fabułę niesztampowego, fascynującego artysty Grzegorza Królikiewicza. Bardzo oczekiwany film twórcy świetnego „Rewersu", Borysa Lankosza. I pierwszą długometrażową realizację młodej reżyserki Katarzyny Jungowskiej, uhonorowanej Nagrodą im. Janusza Morgensterna.
„Sąsiady", reż Grzegorz Królikiewicz
Wyd. Kino Świat
Pierwszy film fabularny Grzegorza Królikiewicza od 20 lat jest zdecydowanie inny od tego, co trafia dziś na ekrany. To ważny głos o ludziach, którzy po transformacji zostali na marginesie.
Przez wąski prześwit między dwiema kamienicami idzie człowiek. Ku światłu. Ma to wymiar symboliczny. Ale Królikiewicz portretuje tych, którzy przez tę szczelinę się nie przedrą. W ich świecie, pełnym biedy, czas się zatrzymał. Gdzieś między rokiem 1950 a latami dwa tysiące ileś. Tytułowe „sąsiady" to ludzie prości, ale mają swoją moralność i swoje niepisane prawa. Królikiewicz nie roztkliwia się nad nimi. Przypomina, że są. I też kochają, cierpią, tęsknią. Żyją własnym życiem, odgrodzeni od nowoczesności. Nie buntują się. Bo i o czym mieliby marzyć? Na ich podwórka nie docierają reklamy wakacji pod palmami, a inny świat zagląda tu czasem niczym do rezerwatu. Słynny lekarz-noblista patrzy na „tubylców" jak na prymitywne eksponaty. Zapijaczeni biedacy to nie są jego pacjenci.