Mieszkający dziś w Danii Amerykanin Joshua Oppenheimer poświęcił dziesięć lat życia na nakręcenie tych dwóch filmów.
W 1965 roku generał Suharto oskarżył Komunistyczną Partię Indonezji o próbę przeprowadzenia zamachu stanu, zaczynając pogrom, podczas którego – według różnych statystyk – zamordowano 1–2 mln ludzi. Tę zbrodnię nawet po upadku reżimu Suharto okrywała tajemnica.
Oppenheimer, pracując w Azji nad filmem „Globalization Tapes", natknął się na ocalałych z tamtej rzezi. Dotarł do zbrodniarzy, którzy wcale nie próbowali ukrywać swojej przeszłości. Mordowali najczęściej z zemsty, poczucia siły, dla pieniędzy, a nawet zabawy. Po latach żyli w dobrobycie, traktowano ich jak herosów, którzy uratowali kraj przed plagą komunizmu. Oppenheimer kilku z nich namówił do wystąpienia przed kamerą. Tak powstał wstrząsający dokument „Scena zbrodni".
– Bardzo szybko zrozumiałem, że nie powinienem pytać, co się stało w 1965 roku, lecz jak to możliwe, że mordercy pozostają na wolności i chwalą się swoimi czynami – mówił reżyser.
Oppenheimer pokazał bezkarność politycznego mordu w totalitarnym systemie, pytał o odpowiedzialność człowieka za swoje czyny. I o sumienie.