Małgorzata Piwowar
– Jesteśmy festiwalem kina non-fiction – deklaruje Artur Liebhart, dyrektor Millennium Docs Against Gravity Film Festival. – Filmy, które pokazujemy, najbardziej przypominają literaturę non-fiction, kiedy fakty, zdarzenia są dopiero początkiem twórczego myślenia. Dzisiejsza kondycja dokumentu jest świetna, ich twórcy nie są traktowani inaczej niż ci realizujący fabuły. Jako pierwsi wprowadzamy konkurs dla filmów na granicy fabuły i dokumentu. Ten gatunek tak szybko ewoluuje, że już czas, aby miał swój konkurs.
Wszystko po to, by opisać coraz trudniejszy do definiowania świat. W świecie nadmiaru i chaosu także twórcy dokumentu mają kłopoty z przyglądaniem się z dystansu ważnym problemom. Nieraz dużo łatwiej to robić, sięgając po wydarzenia z przeszłości. Czas pomaga weryfikować zdarzenia i widzieć je z innej perspektywy.
Sztuka ta udała się twórcom polskiego premierowego filmu „Jarocin. Po co wolność" pokazującego fenomen słynnego niegdyś, a dziś już odchodzącego w niepamięć festiwalu.
– Nakręciłem ten film, bo uważałem, że istnieje pokolenie jarocińskie, i chciałem pokazać jego niesamowitą siłę – mówi Leszek Gnoiński, współtwórca dokumentu. – Dorastałem w czasach wielkiego boomu rocka. Jarocin spajał wszystko, co było w nim najciekawsze. Po raz pierwszy pojechałem tam jako nastolatek w 1985 roku i to bardzo mocno zmieniło moje życie. Nagle poczułem się, jakbym znalazł się w innym świecie. Jarocin był traktowany jako enklawa czegoś niezwyczajnego, a tak naprawdę był czymś zupełnie normalnym, tylko rzeczywistość wokół była zaburzona.