Od samobójstwa Dalidy minie w maju 30 lat. Jej piosenek dawno nikt nie śpiewa, ale wystarczy choćby przywołać tytuł duetu „Paroles, paroles", jaki w 1973 roku nagrała z Alainem Delonem, a wszyscy wiedzą, o kogo chodzi. Nawet ci, którzy urodzili się, gdy już jej nie było na świecie.
Wśród wielu setek utworów, jakie Dalida zaśpiewała, takich przebojów można zaś znaleźć znacznie więcej. Sprzedała ponad 170 milionów nagrań, zdobyła 70 złotych płyt w różnych krajach.
Kiedy w 1963 roku przyjechała do Polski, występowała przez dwa tygodnie przy wypełnionych salach. I jak wspominał Lucjan Kydryński, który te koncerty prowadził: „zawsze dawała z siebie maksimum, a jednocześnie wyglądała tak, jakby robiła to dla przyjemności, jakby była nieopisanie szczęśliwa, że może tutaj śpiewać". Po raz drugi z nie mniejszym sukcesem była u nas w 1983 roku.
Życie jak z serialu
Chyba jednak nie trwająca trzy dekady kariera była głównym powodem, dla którego Lisa Azuelos napisała scenariusz i wyreżyserowała film „Dalida". Polski dystrybutor wyjawił jej główny zamiar, wprowadzając go na ekrany pod znaczącym tytułem: „Dalida. Skazana na miłość".
W życiu Dalidy wątków znalazłoby się na wieloodcinkowy serial, zaś w filmie wiele sytuacji i postaci zostało jedynie zaznaczonych lub naszkicowanych. A to temat na opowieść podobną do tej, jaką Waldemar Krzystek nakręcił o Annie German.