Wiele wskazuje na to, że nadchodzi fala oczyszczania się rynku z najsłabiej radzących sobie przedsiębiorstw. Ostatnio z takim zjawiskiem mieliśmy do czynienia na początku tego dziesięciolecia, gdy gospodarka znacznie spowolniła. Teraz przyczyna jest zupełnie inna – rosnąca presja płacowa. Tym razem głównym ofiarami tej fali będą prawdopodobnie firmy małe i mikro. W tym sektorze firmy bardzo często działają na granicy zyskowności. Wiele z nich powstało nie z zamiłowania do biznesu i ryzyka, ale dlatego, że ich właściciele swojego czasu nie mogli znaleźć innego zatrudnienia. Obecnie brak kapitału na dalszy rozwój może doprowadzić do najgorszego. Przegrają walkę konkurencyjną, ponieważ nie będą w stanie odpowiedzieć na żądania płacowe pracowników. Co nie znaczy, że się nie starają. Dane GUS pokazują, że w niektórych branżach te najmniejsze przedsiębiorstwa dają procentowo nawet większe podwyżki niż duże koncerny. Tyle że to wciąż nie wystarczy. Nożyce między zarobkami w małych i dużych spółkach rozchylają się coraz bardziej. Co więcej, wielka firma może znaleźć pieniądze na większe płace, oszczędzając na innych kosztach. Mała raczej tego nie jest w stanie zrobić. Cóż, w latach 60. na świecie obowiązywało hasło „małe jest piękne”, teraz króluje maksyma „duży może więcej”.