Wspólna polityka rolna, mimo że raz poważnie zreformowana w 2003 roku, nadal jest reliktem antyrynkowego myślenia. Dlatego Mariann Fischer Boel, komisarz ds. rolnictwa, proponuje kolejne zmiany.
– Przedstawiamy pomysły do dyskusji. Ostateczne decyzje zapadną w 2008 roku – powiedziała wczoraj Dunka. Żeby nie straszyć państw członkowskich, zamiast nazwy reforma używa określenia badanie lekarskie (ang. health check).
Bruksela proponuje, aby wydawać mniej pieniędzy na wielkich obszarników. Zwykle są to przedsiębiorstwa produkcyjne czy arystokraci, którzy pomocy nie potrzebują. Według projektu dotacje byłyby stopniowo ograniczane powyżej kwoty 100 tys. euro rocznie. Najwięcej takich obszarników jest w Wielkiej Brytanii, Danii, Niemczech i Czechach, w Polsce zaś stanowią tylko ułamek procentu.
Ale mniej pieniędzy dostawaliby też posiadacze małych gospodarstw. – Pieniądze mają wspierać rolników, a nie tych, co trzymają kozę na podwórku – tłumaczyła Fischer Boel. Obecnie, aby dostać dotacje wystarczy mieć 0,3 hektara, według Komisji ten limit mógłby być w przyszłości podniesiony do 1 – 1,5 hektara. W Polsce już teraz, by dostać dopłaty bezpośrednie, trzeba posiadać przynajmniej 1 hektar gruntów rolnych.
Komisja Europejska chce także uproszczenia zasad przyznawania dotacji unijnym rolnikom. Częściowo po ostatniej reformie są już one uniezależnione od wielkości produkcji, ale w przypadku niektórych produktów ten związek jeszcze istnieje. Dla Polski i innych nowych państw UE ta zmiana nie będzie tak rewolucyjna, bo u nas ten system już obowiązuje.