Milion dolarów za polskiego dukata

Rozmowa z Robertem Buczakiem z Warszawskiego Centrum Numizmatycznego

Publikacja: 24.01.2008 00:15

Milion dolarów za polskiego dukata

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Na aukcji w nowojorskiej firmie Stack’s ostatnio za rekordową kwotę 1,38 mln dolarów (cena wywoławcza 750 tys. dolarów) sprzedano polski dukat Zygmunta III Wazy. Czy ten budzący sensację fakt, o którym na bieżąco informowaliśmy, może spowodować wzrost cen polskich numizmatów?[/b]

Robert Buczak: Od lat na światowych rynkach obserwujemy wzrost cen wyjątkowych polskich numizmatów. Dukat Zygmunta III Wazy to obecnie najdroższa polska moneta. Jej cena nie jest niczym zaskakującym, bo moneta należy do najbardziej efektownych. Pochodzi z 1621 roku. Jest na niej piękny portret. Została wykonana przez Samuela Amona z Gdańska, jednego z najlepszych medalierów, jacy działali w Polsce. Sama jej wielkość robi wrażenie. Ma ok. 7 cm średnicy, waży ok. 350 gramów. To nie była moneta obiegowa. W tym nominale wybito zaledwie kilka egzemplarzy. W światowym handlu znane są bodaj tylko dwie sztuki. Moneta taka znajduje się w Muzeum Czapskich w Krakowie. Na Zamku Królewskim w Warszawie prezentowana jest moneta o nominale 40 dukatów. Została kupiona w styczniu 1985 r. na aukcji w Bazylei za 142 tys. franków szwajcarskich.Nie sądzę, żeby ten rekord aukcyjny spowodował wzrost cen. Rynek numizmatyczny jest dziś wystarczająco rozgrzany, choć nie za sprawą zabytkowych monet, lecz kolekcjonerskich numizmatów emitowanych przez NBP. Wystarczy, że telewizja, tak jak widzieliśmy ostatnio, pokaże w dniu emisji nowej monety kilometrowe kolejki przed NBP, a już cena na rynku wtórnym rośnie. Te kolekcjonerskie monety są masowo poszukiwane przede wszystkim przez drobnych ciułaczy, którzy kupują je np. za 90 zł i od ręki sprzedają za 300 zł. Jest to rodzaj gry finansowej. Najczęściej biorą w niej udział ludzie, którzy wcale nie są kolekcjonerami. Ale po latach mogą z nich wyrosnąć prawdziwi numizmatycy. W sumie NBP propaguje kolekcjonerstwo i jest to pozytywne zjawisko.

[b]Mówi się, że na nowojorskiej aukcji licytowało kilku kolekcjonerów z Polski.[/b]

Egzemplarz wystawiony w firmie Stack’s był już notowany na rynku. W 1980 roku został sprzedany za 120 tys. dolarów, a w 1989 roku proponowano go z ceną szacunkową 250 tys. dolarów, lecz nie został sprzedany. Teraz kupił go chyba niemiecki antykwariusz.

[b]Jaka jest przyczyna wzrostu cen?[/b]

Światowi antykwariusze zorientowali się już pod koniec lat 90. XX wieku, że w Polsce trwa istotne przewartościowanie rynku kolekcjonerskiego. W naszym kraju od XIX wieku chętnie zbierano numizmaty, ale przede wszystkim ze względu na ich wartość sentymentalną i patriotyczną edukację. W czasach PRL drogie monety kupowały najczęściej lub wyłącznie muzea. Teraz na krajowym rynku liczą się tylko prywatni nabywcy. Dla nich najważniejsze są uroda, rzadkość, stan, ponadnarodowa wartość numizmatów. Polscy prywatni kolekcjonerzy ogołocili światowe rynki z poloników.

[b]Wysoki popyt na polskie numizmaty na świecie to także zasługa Niemców i Rosjan.[/b]

Kolekcjonerzy z zasady chętnie kupują nie tylko narodowe monety, ale także krajów sąsiednich. Na przykład Rosjanie poszukują polskich monet z czasów zaboru rosyjskiego, ale także monet np. Stefana Batorego czy Jana Kazimierza. Mniej więcej ok. 2000 roku nasze numizmaty zaczęły gwałtownie drożeć. Oferowano je już tylko na renomowanych światowych aukcjach, a nie jak wcześniej w antykwariatach. Ceny ładnych polskich talarów, które wcześniej kosztowały równowartość 500 – 600 euro, wtedy wzrosły do 2 – 3 tys. euro lub więcej. Podobny skok cenowy dotyczył polskich dukatów. Ceny 5 – 10 tys. euro stały się normą.

[b]Jak jest z podażą?[/b]

Przy tak szerokim rynku zdobycie dobrych walorów jest trudne. Ceny talarów – jest to duża, efektowna srebrna moneta z portretem króla – wynoszą dziś od kilkuset do kilku tysięcy euro. Jeśli dziś na aukcji zgromadzę 10 talarów, jest to sukces. Jeszcze dziesięć lat temu miałem na aukcji 30 – 40 takich monet. Ich ceny rosną. Talar Zygmunta III, wybity w 1628 roku w Bydgoszczy, w 1999 roku sprzedaliśmy za 1300 zł. Na naszej ostatniej aukcji w grudniu został kupiony za 7 tys. zł. Ten przykład można odnieść do innych monet. Wzrost cen jest podobny.

O zwiększającym się popycie świadczy powstawanie w kraju nowych firm numizmatycznych. W sumie co roku firmy np. z Poznania, Białegostoku, Gdańska, Gdyni, Szczecina i Warszawy organizują ok. 12 stacjonarnych aukcji. Jest na nich wystawiany starannie wybrany towar, przeważnie ok. 1200 sztuk. Wyniku licytacji nie da się przewidzieć. To gra emocji. Ceny rosną niekiedy irracjonalnie.

[b]Czy aukcje internetowe zagroziły stacjonarnym?[/b]

Między tymi formami sprzedaży nie ma konkurencji. One się uzupełniają. Tak jest wszędzie na świecie. Sprzedaż przez Internet rzeczy drogich wiąże się z różnymi zagrożeniami. Dlatego oferuje się tam numizmaty względnie tanie.

Gwałtownie drożeją wybrane obiegowe monety PRL.Bito je ze słabego gatunku aluminium, uległy więc zniszczeniu. Nie sposób znaleźć egzemplarze w menniczym stanie. Dlatego niepozorna złotówka z 1957 roku kosztuje nawet kilkanaście tysięcy złotych. W katalogu wyceniona jest na 6 tys. zł, ale za taką kwotę jej się nie znajdzie. Z kolei 50 groszy z 1967 i 1968 roku kupowane jest nawet po 4 tys. zł. Pięciozłotówka z 1958 r. może osiągnąć cenę 4 – 5 tys. zł. Na Zachodzie antykwariusze i kolekcjonerzy poszukują już monet PRL, gdyż okazało się, że są drogie.

[b]Rośnie liczba fałszerstw.[/b]

Gdy przybywa nowych zbieraczy, to normalne. W aukcjach bierze udział coraz więcej nowych klientów, nieznanych w środowisku. Zanim nauczą się numizmatyki, musi upłynąć wiele lat. Oni są najbardziej narażeni na kupowanie falsyfikatów, zwłaszcza na ogólnych portalach internetowych. Na przykład z dziesięciogroszówki z 1973 roku fałszerz usuwa znak menniczy. Moneta staje się jedną z najrzadszych. Jej cena wynosi ok. 10 – 15 tys. zł. Początkujący zbieracz nie zauważy fałszerstwa.

[b]Wydawanie monografii numizmatycznych przyczynia się do wzrostu popytu. Pana firma ([link=http://www.wcn.pl]www.wcn.pl[/mail]) wydała w 2002 roku książkę Czesława Miłczaka o polskich banknotach.[/b]

Monografie stają się podstawowym źródłem wiedzy, edukacji. Ukazanie się tej książki spowodowało wybuch zainteresowania zabytkowymi banknotami. Jest już trzecie wydanie. Co roku wypuszczamy aktualny cennik. Teraz przygotowujemy monografię na temat najpopularniejszej monety kolekcjonerskiej, czyli tzw. trojaka, od panowania Zygmunta Starego do okresu rozbiorów. W tym czasie powstały dziesiątki tysięcy typów trojaków, które kosztują od kilkudziesięciu złotych do kilkudziesięciu tysięcy. Ermitaż dał nam zdjęcie unikatowego egzemplarza ze swoich zbiorów, podobnie zachodnie muzea.

[b]Rz: Na aukcji w nowojorskiej firmie Stack’s ostatnio za rekordową kwotę 1,38 mln dolarów (cena wywoławcza 750 tys. dolarów) sprzedano polski dukat Zygmunta III Wazy. Czy ten budzący sensację fakt, o którym na bieżąco informowaliśmy, może spowodować wzrost cen polskich numizmatów?[/b]

Robert Buczak: Od lat na światowych rynkach obserwujemy wzrost cen wyjątkowych polskich numizmatów. Dukat Zygmunta III Wazy to obecnie najdroższa polska moneta. Jej cena nie jest niczym zaskakującym, bo moneta należy do najbardziej efektownych. Pochodzi z 1621 roku. Jest na niej piękny portret. Została wykonana przez Samuela Amona z Gdańska, jednego z najlepszych medalierów, jacy działali w Polsce. Sama jej wielkość robi wrażenie. Ma ok. 7 cm średnicy, waży ok. 350 gramów. To nie była moneta obiegowa. W tym nominale wybito zaledwie kilka egzemplarzy. W światowym handlu znane są bodaj tylko dwie sztuki. Moneta taka znajduje się w Muzeum Czapskich w Krakowie. Na Zamku Królewskim w Warszawie prezentowana jest moneta o nominale 40 dukatów. Została kupiona w styczniu 1985 r. na aukcji w Bazylei za 142 tys. franków szwajcarskich.Nie sądzę, żeby ten rekord aukcyjny spowodował wzrost cen. Rynek numizmatyczny jest dziś wystarczająco rozgrzany, choć nie za sprawą zabytkowych monet, lecz kolekcjonerskich numizmatów emitowanych przez NBP. Wystarczy, że telewizja, tak jak widzieliśmy ostatnio, pokaże w dniu emisji nowej monety kilometrowe kolejki przed NBP, a już cena na rynku wtórnym rośnie. Te kolekcjonerskie monety są masowo poszukiwane przede wszystkim przez drobnych ciułaczy, którzy kupują je np. za 90 zł i od ręki sprzedają za 300 zł. Jest to rodzaj gry finansowej. Najczęściej biorą w niej udział ludzie, którzy wcale nie są kolekcjonerami. Ale po latach mogą z nich wyrosnąć prawdziwi numizmatycy. W sumie NBP propaguje kolekcjonerstwo i jest to pozytywne zjawisko.

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy