Giełdowy dzień w Warszawie zaczął się na sporym plusie i ten stan udało się utrzymać przez większą część sesji. Na rynku wciąż utrzymuje się jednak duża zmienność notowań, co nie zachęca do większych zakupów. Dodatkowym hamulcem dla kupujących jest to, że tak znaczne wahania indeksów mają miejsce w okolicach jesiennych minimów.
Wprawdzie wczoraj kolejny raz udało się je obronić, ale na dobrą sprawę wystarczyłby jeden mocniejszy ruch w dół na rynkach zachodnich, by te bariery pękły (korelacja między GPW a giełdami zagranicznymi jest bardzo silna). A to mogłoby uruchomić kolejną falę wyprzedaży akcji. Dlatego obraz rynku jest taki, a nie inny. Wczoraj obroty podliczono na nieco ponad 620 mln zł. Gdy poważni gracze uznają, że warto już wejść na rynek, z pewnością ten parametr ulegnie zmianie. Na razie jednak nic na to nie wskazuje.
Zresztą już w ostatnich godzinach wczorajszych notowań część graczy zaczęła realizować zyski i WIG20, który w ciągu dnia zyskiwał nawet 3 proc., ostatecznie podliczono o 1,2 proc. wyżej niż we wtorek.
Obrót znów skupił się na akcjach dwóch największych banków: PKO BP i Pekao. Tylko na nich przekroczył 200 mln zł, czyli prawie jedną trzecią obrotów giełdy. Spółki z tego sektora prezentowały się wczoraj najlepiej. Z drugiej strony znalazły się akcje grupy Lotos. Spadek o ponad 5 proc. to prawdopodobnie dalszy efekt negatywnych rekomendacji Deutsche Banku, który wycenił akcje spółki na 7 zł.
Na giełdach zachodnich inwestorzy rzucili się na akcje banków i firm ubezpieczeniowych. Dość powiedzieć, że paneuropejski indeks banków zyskał wczoraj 11,5 proc., a ubezpieczycieli prawie 9 proc. Na rynku spekuluje się, że amerykańskie władze zamierzają utworzyć tzw. zły bank, w którym gromadzone będą toksyczne aktywa.