Jeśli nie przepłacimy za obraz, to nie powinniśmy stracić

Najbardziej mogą potanieć prace artystów z najmłodszego pokolenia. Natomiast nie warto liczyć na tańsze obrazy klasyków współczesności, takich jak Kantor, Nowosielski, Jarema, Gierowski. Ceny dzieł młodych, ale już uznanych artystów, nie są wyśrubowane, wynoszą do ok. 20 tys. zł

Publikacja: 12.03.2009 02:50

Marek Sobczyk, „Cudowna przemiana martwej żyrafy-idei w ideologię (Żyrafek Brownie)”, tempera jajkow

Marek Sobczyk, „Cudowna przemiana martwej żyrafy-idei w ideologię (Żyrafek Brownie)”, tempera jajkowa, płótno, 193 x 193 cm, 2008 r., fot. archiwum Galerii Klimy Bocheńskiej

Foto: Archiwum

Wszystko wskazuje na to, że trwający ponad dziesięć lat boom na rynku sztuki skończył się wraz z nadejściem światowego kryzysu gospodarczego. Radykalnie skurczyły się obroty największych domów aukcyjnych w Londynie i Nowym Jorku. Niektóre, np. Christie’s, żeby utrzymać się na rynku, redukują zatrudnienie i radykalnie tną koszty.

Zdarza się, że wybitne dzieła nie znajdują chętnych. Na przykład w listopadzie 2008 r. na licytacji w nowojorskim Christie’s nie udało się sprzedać obrazu Francisa Bacona wycenionego na 40 mln dolarów, a na lutowej licytacji obrazy Auguste’a Renoira i Henri Matisse’a nie osiągnęły ceny rezerwowej (minimalnej).

Niektórzy wielcy kolekcjonerzy, jak były prezes banku Lehman Brothers Richard Fuld, pozbywają się części swoich zbiorów. Za dzieła m.in. Willema de Kooningsa, Arshila Gorkiego i Agnes Martins, zamiast spodziewanych 20 mln dolarów, Richard Fuld uzyskał 13,5 mln dolarów.

Na razie nikt nie jest w stanie przewidzieć, w jakiej mierze zapaść na giełdzie przełoży się na rynek sztuki, który – jak wiadomo – rządzi się swoimi prawami. Nie wiadomo, jak głęboko kryzys sięga i kiedy się skończy. Czy nastąpi totalna przecena dzieł sztuki? W co będą lokowane pieniądze wycofywane z giełdy?

Inwestowanie w dzieła sztuki wymaga specjalistycznej wiedzy w porównaniu z zakupami np. obligacji czy złota. Ale należy pamiętać, że ryzyko wiążące się ze sztuką dawną, zweryfikowaną przez krytyków, rynek muzealny i kolekcjonerski, jest niewielkie. Jest to dość pewna lokata, zwłaszcza że ilość „towaru” jest ograniczona.

[srodtytul]Targi strachem podszyte[/srodtytul]

Nie tylko na aukcjach, ale również na prestiżowych międzynarodowych targach sztuki wielu klientów wzięło głęboki oddech i czeka na rozwój wydarzeń. W grudniu 2008 r. na Art Basel Miami Beach na Florydzie (targi te należą do najbardziej liczących się na świecie) zdecydowane więcej było oglądających niż kupujących.

Na polskich stoiskach także wiało pustką. Dla warszawskich galerii: Raster i Lokal_30 pokazanie się wśród najlepszych galerii z całego świata było wyróżnieniem, ale okazało także dużym wyzwaniem finansowym.

– Kiedy aplikowaliśmy o dotacje, koszt uczestnictwa wynosił kilkadziesiąt tysięcy złotych; inny był przelicznik walutowy. Poza tym niewiele sprzedaliśmy, zaledwie kilka fotografii Karoliny Zdunek. Mimo to nie zrezygnujemy z obecności na równie kosztownych Targach Młodej Sztuki Liste w Bazylei, które odbywają się w tym samym czasie co Art Basel, najbardziej prestiżowe targi sztuki na świecie – mówi Agnieszka Rayzacher, współwłaścicielka galerii Lokal_30.

Żeby znaleźć się na tych targach, galeria nie tylko musi ponieść duże wydatki, ale też jej program musi być zaakceptowany przez wymagającą komisję kwalifikacyjną. Art Basel odwiedzają najwięksi muzealnicy, kuratorzy i kolekcjonerzy z całego świata.

Istniejący od czterech lat Lokal_30 właściwie od początku stawia na klienta zachodniego. W Polsce zawsze niewiele sprzedawał. Nic dziwnego, że teraz jeszcze mniej. Ostatnio galeria organizuje wystawy w różnych instytucjach na całym świecie, m.in. w Izraelu, Stanach Zjednoczonych, Norwegii i Szwecji. Przeważnie po zakończeniu ekspozycji wystawiane prace znajdują nabywców.

Zdaniem Agnieszki Rayzacher nadal lokowanie w sztukę jest alternatywą dla funduszy inwestycyjnych, depozytów bankowych i giełdy. Należy pamiętać, że jest to inwestycja długoterminowa i nikt nie da gwarancji, ile i w jakim czasie zarobimy. Z pewnością warto poradzić się specjalistów i korzystać z usług renomowanych galerii (np. Starmach Gallery, Zderzak, Program, Raster, Art NEW media), które same inwestują w artystów, pokazują ich twórczość na zachodnich targach, organizują wystawy, wydają katalogi.

Dla Rastra ostatnie targi w Miami również były słabe. Odbywały się tuż przed wyborami, zanim powiało optymizmem po zwycięstwie Baracka Obamy. – Targi te odwiedzają przede wszystkim Amerykanie, którzy tym razem mocno trzymali się za kieszeń – przekonuje Michał Kaczyński, współwłaściciel Rastra.

Galeria ta, podobnie jak Starmach Gallery i Fundacja Galerii Foksal, nie zważając na koszty, wybiera się teraz na Art Basel. Nawet jeśli nie zostanie przerwana zła passa, to nawiązane kontakty z pewnością zaprocentują w przyszłości.

[srodtytul]Sztuka najnowsza na celowniku[/srodtytul]

– Największa korekta cenowa dotknie dokonań najmłodszego pokolenia artystów, którzy nie zdążyli jeszcze zaistnieć – przewiduje Andrzej Starmach, właściciel krakowskiej Starmach Gallery. – Zakup sztuki nowoczesnej porównywany jest do inwestycji spekulacyjnych. Natomiast jestem spokojny o klasyków współczesności, m.in. o Jerzego Nowosielskiego, Tadeusza Kantora, Marię Jaremę. Z ich twórczością jest podobnie jak z dziełami starych mistrzów – popyt nie ma wpływu na podaż. Tych dzieł już nie będzie więcej, a wybitne są w tzw. mocnych rękach. Nie ma problemu ze sprzedażą czegoś wyjątkowego. Dobrą sztukę należy kupować niezależnie od kryzysu, bo – moim zdaniem – ceny niedługo pójdą w górę.

Na zeszłorocznej aukcji w Desie Unicum padł kolejny rekord cenowy dotyczący Nowosielskiego. Za jego „Porwanie Europy” z 1976 r. zapłacono 255 tys. zł przy cenie wywoławczej 240 tys. zł. Warto przypomnieć, że w latach 70. obrazy tego artysty można było kupić za 100 – 300 dolarów. Podobne jak dzieła Tadeusza Kantora, którego „Człowiek z parasolkami” w 2007 r. został kupiony na aukcji za 295 tys. zł (cena wywoławcza 220 tys. zł).

Opinię Andrzeja Starmacha podziela Andrzej Wysocki, prezes warszawskiej galerii Art NEW media. – Nie miałbym żadnych problemów ze sprzedażą prac wybitnych twórców, którzy na stałe wpisali się w naszą historię i kulturę – zapewnia.

Od lat poszukiwane są przez kolekcjonerów m.in. wczesne prace Stefana Gierowskiego.

W styczniu 2009 r. na aukcji w Rempeksie jego abstrakcja z lat 60. została sprzedana za 470 tys. zł. Była to rekordowa cena pracy żyjącego polskiego artysty. Do tego czasu na krajowych aukcjach najdroższy był Jerzy Nowosielski. Przez wiele lat jego oleje kosztowały powyżej 100 tys. zł.

Nadal najcenniejszym polskim artystą współczesnym jest oczywiście Wilhelm Sasnal. Jego „Samoloty” w 2007 r. zmieniły właściciela za 396 tys. dolarów, a rok później za „Palące dziewczyny” zapłacono w Londynie 456 tys. dolarów. W Polsce na aukcji w Agra-Art w listopadzie 2008 r. jego obraz został wyceniony na 90 tys. zł i za tyle został sprzedany.

Na rodzimym rynku poszukiwane są także oryginalne płótna Jana Tarasina. Kilka miesięcy temu w Szwecji jego dzieło z lat 60. zostało wylicytowane za 30 tys. euro.

Ostatnio wzięciem cieszy się Jacek Sempoliński, który miał aż cztery indywidualne wystawy w Zachęcie, zawsze był ceniony przez krytyków i kuratorów, ale na rynku jego obrazy były niedostępne. W Art NEW media wysmakowane, monochromatyczne prace Sempolińskiego kosztują od 16 do 25 tys. zł.

Wpływ na wzrost zainteresowania twórczością Włodzimierza Pawlaka, jednego z członków Gruppy, legendarnej już formacji artystycznej, miała niedawna indywidualna ekspozycja w Zachęcie. Przełożyło się to na wzrost cen. Starsze oleje tego artysty kosztują ponad 40 tys. zł.

[srodtytul]Ostali się wierni bywalcy[/srodtytul]

Na razie galerie przestali odwiedzać przypadkowi klienci. Potwierdza to Michał Kaczyński z Rastra (galeria ta powstała z myślą o grupie Ładnie, do której należał m.in. Wilhelm Sasnal). Stali klienci się nie wycofają, bo kolekcjonowanie dzieł sztuki jest ich pasją.

Zresztą ceny prac artystów oferowanych np. przez Raster nie są wyśrubowane. Za duży olej Agaty Bogackiej trzeba zapłacić 25 tys. zł (zawsze wymiar 160 na 120 cm), za najtańszą fotografię Anety Grzeszykowskiej 2,5 tys. zł, a za jej portrety osób nigdy nieistniejących od 5 tys. do 8 tys. zł. Prace Rafała Bujnowskiego kosztują od 18 tys. do 20 tys. zł. Natomiast delikatne, wykonane z kartonu rzeźby Michała Budnego, artysty, którego prace będą pokazane na tegorocznych targach Art Basel, są dostępne za 10 – 20 tys. zł.

Głębokiego kryzysu na razie nie dostrzega też Małgorzata Gołębiewska, właścicielka krakowskiej Galerii Nova. – Przede wszystkim nastawiamy się na młodych artystów. Ceny ich obrazów wynoszą od 3 tys. do 5 tys. zł. Nasza oferta jest bardzo płynna, ale zawsze mamy „lokomotywy”.

Naszymi sztandarowymi twórcami są: Norman Leto (6 – 20 tys. zł) i duet Kubiak – Krawczyk (5 tys. zł) – opowiada Małgorzata Gołębiewska. – Na razie wykruszyli się klienci, którzy byli związani z branżą finansową i postrzegali sztukę głównie przez pryzmat ewentualnych zysków. Wierni bywalcy nie zawodzą. Wiedzą, że od razu na pierwszej wystawie promującej artystę należy kupować, bo wtedy jest taniej. Przy słabym złotym nasze ceny są atrakcyjne dla Niemców, którzy ostatnio chętniej nas odwiedzają.

Zdaniem Leszka Czajki, właściciela warszawskiej Galerii Wizytującej, na razie z rynku wycofują się 30 – 40-latki, których do zakupu dobrego obrazu skłaniał snobizm (jest to zresztą pozytywne zjawisko). Teraz ludzie ci koncentrują się na spłacie kredytów mieszkaniowych. Ale z pewnością pojawi się nowa grupa kolekcjonerów, którzy zaczną kupować m.in. świetne oleje Tomasza Tatarczyka czy Ryszarda Woźniaka, członka Gruppy.

Teraz lepiej sprzedają się obrazy z niższej półki cenowej. – Obserwujemy większy obrót tańszymi pracami, od 5 tys. do 20 tys. zł, m.in. Krzysztofa Augustyna i Marka Sobczyka – podkreśla Klima Bocheńska, właścicielka warszawskiej Galerii Klimy Bocheńskiej.

Dawid Radziszewski, właściciel działającej od czterech lat poznańskiej galerii Pies, odczuwa pierwsze symptomy pogarszającej się koniunktury. Co prawda cały czas coś sprzedaje, ale nie doszło do planowanych większych transakcji. Jego galeria prezentuje sztukę nowoczesną, która nie miała jeszcze okazji dojść do takiego poziomu cen jak na Zachodzie. Trudno więc się spodziewać, że prace te radykalnie potanieją. Galeria ma niskie koszty utrzymania i dlatego łatwiej jej będzie przetrwać trudny okres.

Inwestowanie w sztukę nie jest pozbawione ryzyka, ale jeśli nie przepłacimy za obraz, to raczej nie powinniśmy stracić. Tak uważa jeden z największych polskich kolekcjonerów Krzysztof Musiał. Trudno natomiast wycenić doznania estetyczne, jakich dostarcza dzieło sztuki. Tego z pewnością nie dadzą ani akcje, ani obligacje czy fundusze.

[i]Kama Zboralska, autorka cyklu książek „Sztuka inwestowania w sztukę”[/i]

Wszystko wskazuje na to, że trwający ponad dziesięć lat boom na rynku sztuki skończył się wraz z nadejściem światowego kryzysu gospodarczego. Radykalnie skurczyły się obroty największych domów aukcyjnych w Londynie i Nowym Jorku. Niektóre, np. Christie’s, żeby utrzymać się na rynku, redukują zatrudnienie i radykalnie tną koszty.

Zdarza się, że wybitne dzieła nie znajdują chętnych. Na przykład w listopadzie 2008 r. na licytacji w nowojorskim Christie’s nie udało się sprzedać obrazu Francisa Bacona wycenionego na 40 mln dolarów, a na lutowej licytacji obrazy Auguste’a Renoira i Henri Matisse’a nie osiągnęły ceny rezerwowej (minimalnej).

Pozostało 94% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy