[b]Rz: W Warszawie widuję coraz częściej drukowane ogłoszenia nalepiane na drzwiach klatek schodowych lub na rynnach domów. Podany jest telefon bez adresu i oferta: „Kupujemy wszystkie antyki. Płacimy gotówką”. Poprosiłem znajomą staruszkę, aby pod wskazany adres zaniosła rzekomo na sprzedaż przedmiot wart minimum 5 tys. zł. Zaoferowano jej... 300 zł.[/b]
Małgorzata Lalowicz: W antykwariacie transakcja ma charakter oficjalny. To stwarza warunki do rzetelnej wyceny. Z dużym zdziwieniem obserwuję, jak właściciele sprzedają obrazy, antyki, nierzadko pamiątki rodzinne, bez jakiejkolwiek weryfikacji wartości merytorycznej i handlowej przedmiotów i ich cen. Ludzie między sobą bez pośredników sprzedają np. auta, jest rzeczą naturalną, że na tej samej zasadzie między sobą sprzedają też obrazy. Ale jeśli ktoś chce sprzedać obraz z ręki do ręki i nawet ma już umówionego prywatnego nabywcę, to moim zdaniem zawsze warto zainwestować w wycenę. Wtedy możliwa jest racjonalna kalkulacja warunków sprzedaży. Może się okazać, że bardziej opłaca się wstawić przedmiot w komis do antykwariatu lub do domu aukcyjnego, a nie sprzedawać go w szarej strefie.
[b]Ile może kosztować wycena?[/b]
To zależy od przedmiotu. Jeśli jest to drobiazg, np. filiżanka lub żelazko na duszę, to wycena jest bezpłatną konsultacją. Gdy wycena wymaga czasu, bo trzeba zbadać np. punce na srebrze, to taka ustna konsultacja może kosztować 50 – 100 zł. Natomiast jeśli ktoś żąda wyceny na piśmie, bo w grę wchodzi np. podział spadku lub informacja potrzebna jest do ubezpieczenia, to taka usługa kosztuje 3 proc. wartości wycenianego przedmiotu. Oczywiście przy znaczących kwotach wyceny istnieje możliwość negocjacji kosztów, może to być np. 0,5 – 1 proc. wartości dzieła sztuki.
[wyimek]Dobry obraz powieszony w domu lub służbowym gabinecie pracuje na nas, np. buduje nasz wizerunek[/wyimek]