Po wczorajszej sesji już wiadomo. Zarządzający nie poprawią wyników inwestycyjnych we wrześniu i w całym kwartale. Większa aktywność graczy po stronie podażowej sprawiła, że dzień na GPW zakończył się na minusie. Mało tego – warszawska giełda znalazła się wśród najsłabszych parkietów świata.
Sytuacja trochę się poprawiła po południu. Gracze postanowili wykorzystać informację o cenach nieruchomości w USA. O ile jednak na rynkach zachodnich pozwoliło to na zredukowanie dziennych strat, o tyle w Warszawie indeksy nadal tkwiły pod kreską. Wskaźnik cen amerykańskich nieruchomości wzrósł o 1,6 proc., podczas gdy oczekiwano wzrostu 0,5 proc. (indeks obrazuje zmiany cen w 20 największych miastach USA). Ale później inwestorów zaniepokoił odczyt wskaźnika nastrojów amerykańskich konsumentów. Nieoczekiwanie we wrześniu indeks spadł do 53,1 pkt, podczas gdy analitycy oczekiwali wzrostu do 57 pkt.
Warto zauważyć, że na złe wiadomości o nastrojach warszawska giełda zareagowała o wiele silniej niż na dobre z rynku nieruchomości. To wskazuje, że optymizm kupujących jest wyraźnie mniejszy niż jeszcze kilka dni temu. Im bliżej końca sesji, tym podaż akcji w Warszawie była większa. Ostatecznie WIG20 spadł o 2,6 proc., do poziomu 2202,16 pkt. Obroty były relatywnie wysokie. Przekroczyły 1,6 mld zł, co przy spadkowym rynku wskazuje, że szybki zagraniczny kapitał spekulacyjny opuszczał nasz parkiet. Sprzedawano głównie banki, za sprawą których jeszcze tydzień temu giełda szybowała w górę. Na razie powodów do większego niepokoju nie ma, ale zbliżające się duże emisje PKO BP i PGE, których łączna wartość może sięgnąć 10 mld zł, w krótkim terminie z pewnością nie będą korzystnie wpływać na notowania.
Nieco lepiej było w sektorze mniejszych firm. Indeks mWIG40 jako jedyny zdołał utrzymać poziom wyceny z poniedziałku.