Rzeczoznawcy z dużą ostrożnością traktują kamienie sprzedawane z drugiej ręki, bez certyfikatów wystawionych przez instytucje godne zaufania. Niedawno jedna z krajowych specjalistek bardzo wysoko wyceniła brylant poprawiany metodą Yehudy; taki kamień w ogóle nie powinien być klasyfikowany. Sprawa zapewne znajdzie finał w sądzie. Pikanterii temu zdarzeniu dodaje fakt, że rzeczoznawca pobiera 3 proc. od wartości wycenianego kamienia.
Jak podkreśla dr Włodzimierz Łapot z Laboratorium Gemmologicznego Uniwersytetu Śląskiego, kamuflaż pęknięć, rys, drobnych szczelin i innych podobnych defektów w kamieniach szlachetnych ma długą tradycję, sięgającą czasów starożytnych. Stosuje się w tym celu substancje, które optycznie są podobne do kamienia. Zwykle chodzi o oleiste ciecze lub łatwo topliwe szkła.
[srodtytul]Poprawianie trudne do zauważenia[/srodtytul]
Diament był jednym z niewielu kamieni szlachetnych, które skutecznie oparły się tego rodzaju praktykom aż do czasów współczesnych. Pierwszą skuteczną metodę maskowania pęknięć w diamentach opracował 30 lat temu Zvi Yehuda z izraelskiej firmy Ramat Gan. Poprawiane przez niego brylanty wprowadzane były sukcesywnie do obrotu rynkowego już od 1981 r.
Przez ponad pięć lat nikt tego nie zauważył. Dopiero w drugiej połowie lat 80. na brylanty te zwrócili uwagę naukowcy z Gemological Institute of America.