Kto się nie zna na diamentach, niech sam nie kupuje

Żeby inwestycja w diamenty była bezpieczna, należy się skoncentrować na kamieniach pochodzących z renomowanych firm lub na dawnej biżuterii

Publikacja: 15.10.2009 01:50

32-karatowy "Annenberg Diamond"

32-karatowy "Annenberg Diamond"

Foto: AFP

Rzeczoznawcy z dużą ostrożnością traktują kamienie sprzedawane z drugiej ręki, bez certyfikatów wystawionych przez instytucje godne zaufania. Niedawno jedna z krajowych specjalistek bardzo wysoko wyceniła brylant poprawiany metodą Yehudy; taki kamień w ogóle nie powinien być klasyfikowany. Sprawa zapewne znajdzie finał w sądzie. Pikanterii temu zdarzeniu dodaje fakt, że rzeczoznawca pobiera 3 proc. od wartości wycenianego kamienia.

Jak podkreśla dr Włodzimierz Łapot z Laboratorium Gemmologicznego Uniwersytetu Śląskiego, kamuflaż pęknięć, rys, drobnych szczelin i innych podobnych defektów w kamieniach szlachetnych ma długą tradycję, sięgającą czasów starożytnych. Stosuje się w tym celu substancje, które optycznie są podobne do kamienia. Zwykle chodzi o oleiste ciecze lub łatwo topliwe szkła.

[srodtytul]Poprawianie trudne do zauważenia[/srodtytul]

Diament był jednym z niewielu kamieni szlachetnych, które skutecznie oparły się tego rodzaju praktykom aż do czasów współczesnych. Pierwszą skuteczną metodę maskowania pęknięć w diamentach opracował 30 lat temu Zvi Yehuda z izraelskiej firmy Ramat Gan. Poprawiane przez niego brylanty wprowadzane były sukcesywnie do obrotu rynkowego już od 1981 r.

Przez ponad pięć lat nikt tego nie zauważył. Dopiero w drugiej połowie lat 80. na brylanty te zwrócili uwagę naukowcy z Gemological Institute of America.

Procedura poprawiania diamentów metodą Yehudy bywa tak skuteczna, że często polepsza czystość brylantu o całą klasę. Mimo protestów ekspertów poprawiane diamenty są dopuszczone do legalnego obrotu.

[srodtytul]Różne metody [/srodtytul]

Najczęściej kamienie poprawia się metodami zaliczanymi do dwóch grup. Do pierwszej należy np. obróbka: termiczna (wygrzewanie), promieniowaniem wysokoenergetycznym, chemiczna, nawiercanie laserowe. Druga grupa metod to m.in. barwienie i syntetyczne powlekanie. Zgodnie z zaleceniami organizacji międzynarodowych zabiegi te powinny być odnotowane w świadectwach badań, w certyfikatach i ekspertyzach.

Relatywnie duży udział w rynku, bo aż 2-proc., mają kamienie poprawiane metodą GE POL, znane również jako Pegasus lub Bellataire. Są na rynku od dziesięciu lat. Choć prezentują się bardzo atrakcyjnie i mają korzystne ceny, nie należy ich brać pod uwagę podczas zakupów o charakterze inwestycyjnym.

Z dużym dystansem należy podchodzić do „okazyjnych” zakupów diamentów różowych lub o innym nietypowym odcieniu. Są one niezwykle rzadkie i osiągają niewiarygodnie wysokie ceny. Na przykład jednokaratowy kamień różowy może kosztować 1 mln dolarów. Wysoko cenione są również kamienie żółte, ale o specyficznym, szlachetnym odcieniu, w odróżnieniu od zażółconych w typowy sposób.

Na rynku pojawia się coraz więcej kamieni udających diament. Takim tworem współczesnej inżynierii jest syntetyczny moissanit, którego twardość wynosi 9,5; nie da się go zarysować korundem. Nawet dla doświadczonego rzeczoznawcy może to być twardy orzech do zgryzienia.

Naturalny moissanit został odkryty w meteorycie Canyon Diablo (USA) przez francuskiego chemika i mineraloga H. Moissana. W latach 60. udało się wyprodukować jego syntetyczną wersję na potrzeby przemysłu elektronicznego i zbrojeniowego. W 1998 r. jedna z amerykańskich firm podjęła produkcję dla rynku jubilerskiego.

W przypadku moissanitu pomiar przewodnictwa cieplnego przy zastosowaniu dostępnych na rynku testerów jest nieprzydatny.

[srodtytul]Ciągłe kształcenie[/srodtytul]

By nadążać za rozwijającym się rynkiem, rzeczoznawcy muszą ustawicznie podnosić kwalifikacje. Wśród polskich specjalistów szczególnie popularne są szkolenia organizowane przez Wysoką Radę Diamentów (HRD) w Antwerpii oraz niemiecki ośrodek Idar-Oberstein. Uczestnicy szkoleń zabierają ze sobą kamienie, by poddać je na miejscu specjalistycznym testom. Badanie takie nie jest drogie, kosztuje 80 euro za kamień. Każdy diament opatrywany jest kodem kreskowym, by nie kojarzono go z dostawcą. Wszystkie parametry sprawdza się przy użyciu specjalistycznego sprzętu. Jednak przy ocenie pewnych elementów nadal bezkonkurencyjne jest oko eksperta.

[ramka][b][link=http://www.rp.pl/temat/216066_Pomysl_na_biznes.html]Serwis Inwestycje alternatywne[/link][/b][/ramka]

Rzeczoznawcy z dużą ostrożnością traktują kamienie sprzedawane z drugiej ręki, bez certyfikatów wystawionych przez instytucje godne zaufania. Niedawno jedna z krajowych specjalistek bardzo wysoko wyceniła brylant poprawiany metodą Yehudy; taki kamień w ogóle nie powinien być klasyfikowany. Sprawa zapewne znajdzie finał w sądzie. Pikanterii temu zdarzeniu dodaje fakt, że rzeczoznawca pobiera 3 proc. od wartości wycenianego kamienia.

Jak podkreśla dr Włodzimierz Łapot z Laboratorium Gemmologicznego Uniwersytetu Śląskiego, kamuflaż pęknięć, rys, drobnych szczelin i innych podobnych defektów w kamieniach szlachetnych ma długą tradycję, sięgającą czasów starożytnych. Stosuje się w tym celu substancje, które optycznie są podobne do kamienia. Zwykle chodzi o oleiste ciecze lub łatwo topliwe szkła.

Pozostało 80% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy