Mój znajomy, czterdziestokilkuletni mieszkaniec Madrytu, nie jest w tym osamotniony. Bez szopki żaden Hiszpan nie wyobraża sobie Bożego Narodzenia. Może nie być choinki, ale szopka – belén – jest obowiązkowa. A szopkę każdy komponuje sobie sam. Dlatego w grudniu na poszukiwanie elementów jej wystroju wyruszają tysiące Hiszpanów, zwykle całymi rodzinami. Place hiszpańskich miast zapełniają się stoiskami, na których można kupić wszystko: figurki ludzi i zwierząt, drzewa, domki, ulice, samochody, latarnie, mech, trawę i tysiące innych akcesoriów.
Szopki mogą być różnej wielkości, zdarzają się maleństwa, w których postacie mają pół centymetra, i szopki z figurami naturalnej wielkości. Skompletowanie elementów żłóbka może trochę kosztować, nawet za najtańsze i najmniejsze elementy wyposażenia trzeba zapłacić przynajmniej kilka euro. Mniej wymagającym wystarczą gotowe szopki za kilkadziesiąt, kilkaset euro.
[srodtytul]Jezus na stadionie[/srodtytul]
Zgodnie z tradycją belén stawia się w domach na początku adwentu, a zabiera z powrotem do pudełek po Trzech Królach. Jezuska dostawia się w Wigilię lub o północy w Boże Narodzenie.
Pierwszą szopkę stworzył ponoć św. Franciszek z Asyżu. W 1223 r., przebywając we włoskim Greccio, odtworzył w jaskini scenę narodzin Jezusa, uzyskując wcześniej pozwolenie papieża. Zwyczaj rozprzestrzenił się po Włoszech i Francji, dotarł też do Hiszpanii. Jednak dopiero w XVIII w. zdobył w niej popularność, głównie za sprawą króla Karola III (1716 – 1788), któremu szopki tak się spodobały, że zorganizował ich wielką wystawę.