[b]Georgetown.[/b] Jedna z najbardziej prestiżowych dzielnic amerykańskiej stolicy. Na zadbanej M Street – pełnej luksusowych sklepów i zamieszkanych przez wpływowych ludzi drogich apartamentowców – kryzysu nie widać.
Nie widać go też na piątym piętrze położonego w okolicy nowoczesnego budynku, w którym za przeszklonymi drzwiami mieści się Centrum Chirurgii Kosmetycznej. W stylowo urządzonej poczekalni z głośników sączy się kojąca nerwy muzyka klasyczna, a na ciekłokrystalicznym ekranie ukazują się kolejne sposoby na polepszenie wyglądu. Czy chirurgia plastyczna jest odporna na kryzys?
– Mnóstwo ludzi wciąż decyduje się na zabiegi. Wielu pacjentów rezygnuje jednak z poważniejszych operacji, a zamiast tego wybiera procedury, które nie wymagają długiego okresu rekonwalescencji, takie jak na przykład wstrzyknięcie botoksu – mówi "Rzeczpospolitej" Steven Hopping, dyrektor waszyngtońskiego Centrum Chirurgii Kosmetycznej, w latach 2008 – 2009 prezes Amerykańskiej Akademii Chirurgii Kosmetycznej (AACS).
– W czasach kryzysu gospodarczego mało kto może sobie pozwolić na wzięcie dwóch tygodni urlopu, żeby zrobić sobie na przykład face lifting. Po pierwsze, było to źle widziane. A po drugie, można się obawiać, że po dwóch tygodniach nie będzie już gdzie wracać – zaznacza doktor Hopping, który operuje od ponad 20 lat, a wśród jego klientów są głównie adwokaci, biznesmeni, lobbyści z Kongresu, a także politycy i ich żony.
[srodtytul]Zawsze dużo pracy[/srodtytul]