W księgarni londyńskiej Victoria & Albert Museum natrafiłam na wydany przed rokiem album „Fear and Fashion in the Cold War”. Jak zapowiedź tego, czym dziś inspirują się projektanci.
Nietrudno zauważyć, że efektem lotów kosmicznych Gagarina (1961 r.) i Tierieszkowej (1963 r.) okazał się przewrót w modzie. Pulchne, piersiaste panny lat 50. – jak choćby supergwiazdy Marilyn Monroe, Liz Taylor, Sophia Loren – w następnej dekadzie gwałtownie wyszczuplały. Straciły kobiecość, zyskały dziewczęcość. A nawet – dziewiczość. Kobiecą kokieterię i podkreślanie dobrze rozwiniętych kształtów uznano za anachronizm. Nade wszystko swoboda ruchów! Więc kunsztownie konstruowane staniczki i obfite halki – na strych. Zamiast tego – proste, workowate sukienki; spodnie, najlepiej elastyczne; kombinezony; na głowę wariacje na temat kasku. Bo w kosmosie (jak to sobie wyobrażano) będzie obowiązywał sportowo-dynamiczny, androgyniczny wygląd. Focus na oczy, przepastne jak galaktyka, okrągłe jak latające talerze, powiększone sztucznymi rzęsami. Uosobienie piękna: Jean Shrimpton, a nade wszystko Twiggy, Twiggy, Twiggy!
Marzenia o cybercywilizacji napędzały kreatywność modowej awangardy tamtej epoki: André Courreges’a, Pierre’a Cardina, wzmiankowanego Paco Rabanne’a i mało u nas znanego Rudiego Gernreicha, Austriaka mieszkającego w USA. Do tego top towarzystwa można jeszcze dodać Mary Quant, wynalazczynię mini, stylistycznie zapatrzoną na projekty Courregesa – z tym że jej bardziej chodziło o wygodę niż futurystykę. I Yves Saint Laurenta, lansującego beatnik-look: krótkie skórzane kurtki, wysokie buty, spodnie, a nawet bermudy dla pań. Żeby dodać kobietom pewności siebie, wyrównać ich szanse z mężczyznami, otworzyć na „męskie” zawody.
Jeśli komuś lot na Księżyc wydawał się zbyt śmiałym planem, mógł/mogła pokusić się o coś bliższego, w zasięgu kursów samolotowych. To wtedy karierę zrobiła piosenka Gilberta Bécaud „Niedziela na Orly”, oddająca powszechne tęsknoty za podróżami. W najbardziej zminimalizowanej wersji przejawiały się pod postacią namiętności do jedno- i dwuśladów. Modelki fotografowano wsparte na karoseriach limuzyn lub – co było bardziej młodzieńcze – na motorach. Vespa to pojazd tamtych czasów.
Ta motorowa moda dotarła nawet do Polski – na retrospektywnej wystawie Tadeusza Rolke wypatrzyłam serię ujęć z vespą jako główną atrakcją. Motor, własność Eustachego Kossakowskiego, drugiego fotografa magazynu „Ty i ja”, był podówczas dobrem bezcennym, nadającym ujęciom „nowoczesny” sznyt.
Popatrzmy na damski ideał drugiej połowy lat 60. Głowa: gęsta chłopięca grzywka, z tyłu fryzura krótko podcięta. Nogi: w rajstopach (wynalazek 1960 roku!) lub obcisłych elastycznych spodniach; stopy w botkach na płaskim obcasie albo w wygodnych pantoflach o kwadratowych noskach. Sylwetka narysowana liniami prostymi. Sukienki i spódniczki o kształtach trapezu lub jak kto woli litery A. Bioder i biustu brak. W fasonach jak najwięcej prostoty. Geometria w kroju, ozdobach, deseniach. Najczęściej – gładkie kolory, zestawiane kontrastowo.