[b][link=http://www.rp.pl/temat/449164.html]Więcej publicystyki ekonomicznej co piątek w dodatku {eko+}[/link][/b]
Mistrzostwa świata pilotów wyścigowych czy skoki z klifów do wody – powiązanie z dyscyplinami sportowymi kojarzonymi z przełamywaniem granic – są metodą na osiąganie głównego celu firmy założonej prawie trzy dekady temu przez Dietricha Mateschitza. Austriacki miliarder jako pierwszy zwrócił uwagę, że żyjąc w pędzącym świecie, nie możemy obyć się bez zastrzyku energii.
– Wykreował potrzebę i konsekwentnie promuje Red Bulla jako napój, który dodaje skrzydeł – mówi Jacek Sadowski, prezes agencji reklamowej DEMO Effective Launching. Jego zdaniem to właśnie konsekwencja jest kluczem do sukcesu marki znanej dziś na całym świecie. Drugim ważnym czynnikiem – na który zwraca uwagę Adam Bogacz, prezes firmy doradczej AKB Consulting – jest efekt pierwszeństwa. Z Red Bullem jest jak z colą stworzoną przez amerykańskiego giganta Coca-Colę. – Na Red Bullu wzorował się każdy kolejny producent napoju energetycznego – podkreśla Bogacz.
[srodtytul]Ikona w puszce[/srodtytul]
Red Bull z dwoma czerwonymi bykami na opakowaniu doczekał się rzeszy naśladowców na całym świecie. Żadnemu z nich nie udało się jednak odebrać mu palmy pierwszeństwa na globalnym rynku. Producent podaje, że w ubiegłym roku w 160 krajach sprzedał łącznie ok. 3,9 mld puszek energetyku. Według firmy badawczej Euromonitor International dawało to marce kontrolę nad niemal jedną piątą światowego rynku napojów energetycznych. Łączne wydatki na te napoje wyniosły 4,2 mld dol. i były niemal dwa razy większe niż w 2005 r.