Gazprom dał Białorusi czas do poniedziałku do 10 rano (8.00 polskiego czasu) na zapłatę zaległych prawie 200 mln dol. za dostarczony gaz. Po tym czasie zapowiedział obniżenie dostaw o 85 proc., tak aby w rurach płynęła tylko ilość gwarantująca bezpieczeństwo magistrali.
Dziś Białoruś ogłosiła, że to Rosjanie winni są ok. 200 mln dol. za tranzyt gazu do Europy. Żadnego długu więc nie ma. Jeżeli Moskwa spełni groźbę i przykręci kurek, Mińsk będzie zmuszony ograniczyć tranzyt do Europy - oświadczył urzędnik ministerstwa energetyki Białorusi, na którego powołuje się agencja Nowosti.
Mińsk jest pod ścianą. Nie ma ani walut na spłatę, ani zapasów gazu. Potwierdziło to dziś ministerstwo energetyki, mówiąc, że w razie ograniczenia dostaw o 85 proc., gazu starczy tylko na potrzeby ludności oraz piekarni i mleczarni.
Przez Białoruś biegną gazociągi m.in. do Polski i Niemiec. Nie ma jednak powodu do obaw, że z powodu konfliktu ucierpią dostawy na zachód Europy, w tym także do Polski. W tej chwili zapotrzebowanie na ten surowiec jest znacznie mniejsze, niż zimą 2009 roku, kiedy doszło do poważnych napięć na linii Moskwa-Kijów. Rosjanie mogą więc w każdej chwili zwiększyć przesył gazu do naszego kraju przez terytorium Ukrainy, zaś w dostawach do Niemiec przez Ukrainę, Słowację i Czechy.