Ale w wysokim świecie mody rozmienianie się na licencje odbierane jest jako symptom upadku, droga, z której już nie ma powrotu do czołówki. Ani Chanel, ani Prada, ani Balenciaga tego nie robią, przynajmniej na razie.
[srodtytul]Jesteś tym, co nosisz[/srodtytul]
Dyskonty odzieżowe od dawna cieszą się popularnością. W Stanach centra dyskontowe, ulokowane przy autostradach w pobliżu dużych miast, przyciągają tłumy. W Daffy’s, TJ Maxx (matce naszego TK Maxx), Marshallu, polując na okazje, spędzają poranki niepracujące panie domu. Trzeba mieć dużo czasu i cierpliwości, bo powierzchnie są gigantyczne, a dostawy codzienne. Ale wytrwałość procentuje. Znam Polki, które całe rodziny w Ameryce i w ojczyźnie zaopatrują w Marshallu w „markowe” rzeczy. Z moich obserwacji wynika także, że dużo artykułów z amerykańskich dyskontów trafia na Allegro.
Kiedyś luksus był elitarny, dziś staje się masowy. Już w samej nazwie tkwi sprzeczność. Ale dzisiaj mniej niż jakość liczy się logo. Jesteś tym, co nosisz. Jednak jeśli za luksus można uznać zegarek Patek Philippe, ręcznie wykończony kostium Yves Saint-Laurenta z jedwabną podszewką, to co z okularami Yves Saint-Laurenta za 400 euro, T-shirtem Moschino, dżinsami Calvin Kleina, szytymi gdzieś w fabryce pod Szanghajem? Ludzie zaczynają się zastanawiać, czy za ten pseudoluksus rzeczywiście warto tyle płacić. Zadają sobie pytanie, ile ta rzecz naprawdę jest warta.
Nie ma co liczyć, że tego rodzaju informacje wyciągnie się od producentów. „Financial Times” napisał, że wyprodukowanie markowej torby kosztuje 10 procent jej ceny.
Jeżdżę dwa razy do roku na targi Premiere Classe, gdzie wystawiają się producenci ubrań i dodatków z całego świata. Najwyższej jakości szal kaszmirowy, za który w sklepie trzeba zapłacić 800 euro, u producenta kosztuje 150. Podobnie jest z torbami damskimi, na przykładzie których najlepiej widać relacje cenowe.