Luksusowe ubrania, drogie marki za pół ceny

Kiedyś kreatorzy mody kojarzyli się z elitarnością, dziś coraz bardziej z masowością. Teraz mniej niż jakość liczy się logo. Przybywa ekskluzywnych outletów

Publikacja: 08.10.2010 02:50

Amerykański Marshall, dyskont z luksusową odzieżą

Amerykański Marshall, dyskont z luksusową odzieżą

Foto: AP

Na ogół Warszawa dostaje najnowsze sklepy pierwsza, ale tym razem było inaczej. Dyskonty odzieżowe TK Maxx, działające już w Bielsku-Białej, Czeladzi, Wrocławiu, Poznaniu, w stolicy zadebiutowały dopiero teraz. Ale za to w ataku zmasowanym, aż dwa naraz, jeden 1800, drugi 2300 metrów kw. powierzchni.

Ubrania w pojedynczych egzemplarzach, wielkie marki do 60 proc. taniej. „Przyjdź dzisiaj, jutro już tego nie będzie, złap wirusa zakupowego” – zachęcały reklamy.

Kogo to nie kręci? Brak konkretnych informacji o tym, co naprawdę tam będzie można kupić, podsycał zainteresowanie.

Na prapremierę sklepu na Marszałkowskiej „dla VIP-ów i gwiazd”, poprzedzającą otwarcie dla publiczności, przyszły tłumy. Telewizja, redaktorzy mody, styliści. Olivier Janiak, Joanna Horodyńska. Sądząc po ścisku, VIP-ów mamy dużą podaż.

[srodtytul]Rozmienianie się na licencje[/srodtytul]

Na pierwszym poziomie lekkie rozczarowanie. Masa towarów, wieszaki zarzucone płaszczami i kurtkami, ale wielkich nazwisk brak, a ubrania niezbyt porywające.

– Znasz tę markę? – pytali się wzajemnie styliści. Nikt nie znał. Za to dział butów wzorowo zorganizowany, podzielony na rozmiary, przekierowuje klienta pod jego rozmiar. Tak zwyczajowo praktykuje się w dyskontach, ponieważ kolekcje są tu od razu przebrane, zatem ilości w poszczególnych rozmiarach także nierównomierne. Najwięcej jest zawsze bardzo dużych i bardzo małych. Kozaki, szpilki, buty sportowe. Na środku sali przyciągały wzrok stoiska Golden Label. Ale szpilki Jil Sander za 700 zł i kozaki za 1100 zł nie wzbudzały wielkiego zainteresowania.

Na drugim poziomie poziom emocji wzrastał. Dolce&Gabbana, Calvin Klein, niszowa i awangardowa marka Costume National, wypatrzyć można było egzemplarze z tańszej linii Chloe, See by Chloe. Płaszcz CK kosztował od 800 do 1000 zł, kurtka Jil Sander od 1000 zł wzwyż.

Niezbyt tanio jak na nasze pensje, ale w firmowym salonie byłoby co najmniej dwa razy drożej.

W dziale bielizny, skarpetek i okularów słonecznych można się było przekonać, jak działa upowszechniony od wielu lat w modzie system licencji. Biustonosz Donny Karan, szlafrok Diora, skarpetki Givenchy to produkty, które poza nazwiskiem z projektantem mają niewiele wspólnego.

Ojcem założycielem tego świetnie funkcjonującego obecnie systemu jest sędziwy dzisiaj Pierre Cardin, który już w latach 70. zrozumiał, jaką wartość ma logo. Swoje nazwisko sprzedał licznym producentom bielizny, galanterii, gadżetów domowych. Kreatorem był wybitnym, jednym z twórców modernistycznej mody, ale jeszcze lepszy miał węch rynkowy. Wpadł na pionierski pomysł licencji na 20 lat przed logomanią. Reklamą wypromował swoje nazwisko tak, że cały świat uznał, że za krawat z metką Pierre Cardin warto zapłacić. Pracowały dla niego fabryki na całym świecie, także w Polsce. Został milionerem. U nas PC w dalszym ciągu uchodzi za elegancką markę.

Ale w wysokim świecie mody rozmienianie się na licencje odbierane jest jako symptom upadku, droga, z której już nie ma powrotu do czołówki. Ani Chanel, ani Prada, ani Balenciaga tego nie robią, przynajmniej na razie.

[srodtytul]Jesteś tym, co nosisz[/srodtytul]

Dyskonty odzieżowe od dawna cieszą się popularnością. W Stanach centra dyskontowe, ulokowane przy autostradach w pobliżu dużych miast, przyciągają tłumy. W Daffy’s, TJ Maxx (matce naszego TK Maxx), Marshallu, polując na okazje, spędzają poranki niepracujące panie domu. Trzeba mieć dużo czasu i cierpliwości, bo powierzchnie są gigantyczne, a dostawy codzienne. Ale wytrwałość procentuje. Znam Polki, które całe rodziny w Ameryce i w ojczyźnie zaopatrują w Marshallu w „markowe” rzeczy. Z moich obserwacji wynika także, że dużo artykułów z amerykańskich dyskontów trafia na Allegro.

Kiedyś luksus był elitarny, dziś staje się masowy. Już w samej nazwie tkwi sprzeczność. Ale dzisiaj mniej niż jakość liczy się logo. Jesteś tym, co nosisz. Jednak jeśli za luksus można uznać zegarek Patek Philippe, ręcznie wykończony kostium Yves Saint-Laurenta z jedwabną podszewką, to co z okularami Yves Saint-Laurenta za 400 euro, T-shirtem Moschino, dżinsami Calvin Kleina, szytymi gdzieś w fabryce pod Szanghajem? Ludzie zaczynają się zastanawiać, czy za ten pseudoluksus rzeczywiście warto tyle płacić. Zadają sobie pytanie, ile ta rzecz naprawdę jest warta.

Nie ma co liczyć, że tego rodzaju informacje wyciągnie się od producentów. „Financial Times” napisał, że wyprodukowanie markowej torby kosztuje 10 procent jej ceny.

Jeżdżę dwa razy do roku na targi Premiere Classe, gdzie wystawiają się producenci ubrań i dodatków z całego świata. Najwyższej jakości szal kaszmirowy, za który w sklepie trzeba zapłacić 800 euro, u producenta kosztuje 150. Podobnie jest z torbami damskimi, na przykładzie których najlepiej widać relacje cenowe.

Ale producenci luksusu twardo trzymają ceny. Ich towar nie może stanieć. Alessandra Galloni, dziennikarka „The Wall Street Journal”, opisuje, jak na jej oczach Patrizio Bertelli, mąż Miucci Prady, który twardą ręką rządzi jej biznesem, wezwał na dywanik dyrektora eleganckiego domu towarowego Neiman Marcus. Ów starszy pan śmiał przecenić torby Prady, gdy w 2008 r. Amerykę dopadł kryzys i klienci przestali kupować. – Nasza marka nie może być tania, grzmiał Bertelli.

A ludzie nauczyli się czekać na wyprzedaże. Donna Karan w wywiadzie dla magazynu „WW” skarżyła się na zwariowany, niezgodny z czasem rytm mody. – Gdy zimowa kolekcja wchodzi do sklepów w lipcu, a letnia w styczniu, lutym, klienci wolą zaczekać do wyprzedaży, mówi amerykańska projektantka. – Klienci wolą poczekać na płaszcz do stycznia, na kostium kąpielowy do czerwca. Tracimy na tym my, projektanci, to zabija cały system.

Ale część towaru nie sprzeda się nawet na wyprzedaży. I to, co zostanie, a jest tego coraz więcej, trzeba gdzieś upchnąć. Kto zauważy różnicę, czy męski sweter, płaszcz o klasycznym kroju albo spodnie pochodzą z kolekcji zeszłorocznej czy sprzed dwóch lat? Moda zmienia się często, ale styl utrzymuje się kilka lat. Tylko fanatycy rozpoznają, z którego roku pochodzi dana rzecz. Ale to bardziej zboczenie niż umiejętność.

Nadmiar rzeczy trafia do outletów coraz popularniejszych na świecie i u nas.

Wyszły naprzeciw zmieniającym się przyzwyczajeniom zakupowym w grupie młodych klientów. Ci zbierają darmowe kupony, uczestniczą w programach lojalnościowych, kupują rzeczy używane. Mieszają tanie z drogim. Bezmyślna, pazerna konsumpcja jest niemodna.

Z badań Pentora wynika, że w outletach zaopatrują się najczęściej zamożni i wykształceni Polacy. Przyciągają lepszą jakością za niską cenę. Można kupić w nich najlepsze marki, takie jak: Armani, Dolce & Gabbana, Prada, Versace, Kenzo za 70 proc., a czasami nawet za 30 proc. ich wartości.

[srodtytul]Polacy dołączają[/srodtytul]

Najwięcej outletów jest w Wielkiej Brytanii oraz w pobliżu europejskich ośrodków mody – Francji i we Włoszech. Największy w Europie Designer Outlet Serravalle – między Mediolanem i Bolonią – od otwarcia w 2000 r. odwiedziło ponad 20 mln ludzi. Turyści we Włoszech częściej niż o katedry pytają właśnie o outlety.

W Polsce pierwsze centrum wyprzedażowe powstało w 2002 r. w Warszawie. Początki nie były łatwe. Trzeba było nauczyć Polaków, co to są outlety. Niektórzy narzekali, że trzeba jechać na zakupy za miasto, nie można znaleźć rozmiaru. Jednak przekonali się do nich – według sondażu Fashion House Outlet Centre z 2008 r. od powstania centrów wyprzedażowych odwiedził je już co trzeci Polak. Factory ma swoje trzy centra: Luboń/Poznań, Wrocław, Ursus. Fashion House dysponuje sklepami w Piasecznie, Sosnowcu i Gdańsku.

Na marginesie otwarcia TK Maxx w Warszawie nachodzi mnie refleksja. Wokół Domów Centrum historia gospodarcza Polski zatoczyła koło. Za wczesnego Gierka otwarto tam najnowocześniejsze w Polsce domy towarowe: Sawę, Warsa i Juniora. W latach 70. po towary krajowe i z importu za gierkowskie kredyty na Marszałkowską przyjeżdżała cała Polska. Przed Hofflandem stały kolejki młodych, spragnionych nowej mody. W latach 90. zainstalował się tam w okolicznościach dotąd niewyjaśnionych inwestor amerykański, jednak sklep nie wytrzymał konkurencji powstających jedno po drugim centrów handlowych. Teraz w tej najdroższej śródmiejskiej lokalizacji mamy magazyn z luksusem z drugiej ręki. W innych miastach Europy znajdowałby się on raczej na obrzeżach niż w miejscu z najwyższym czynszem. Więc jak to jest z tą naszą obecnością w Europie?

Na ogół Warszawa dostaje najnowsze sklepy pierwsza, ale tym razem było inaczej. Dyskonty odzieżowe TK Maxx, działające już w Bielsku-Białej, Czeladzi, Wrocławiu, Poznaniu, w stolicy zadebiutowały dopiero teraz. Ale za to w ataku zmasowanym, aż dwa naraz, jeden 1800, drugi 2300 metrów kw. powierzchni.

Ubrania w pojedynczych egzemplarzach, wielkie marki do 60 proc. taniej. „Przyjdź dzisiaj, jutro już tego nie będzie, złap wirusa zakupowego” – zachęcały reklamy.

Pozostało 95% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy