Na konta Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który zbiera te opłaty, wpłacono 439 mln zł – o 7 proc. mniej niż rok wcześniej. – To efekt szybkiego przybywania nowych odnawialnych źródeł – uważa Witold Maziarz, rzecznik NFOŚiGW.

Spadek wpływów nastąpił mimo, że co roku limity sprzedaży zielonej energii są zwiększane – w tym roku ma ona stanowić 10,4 proc. na rynku, w ubiegłym było to 8,7 proc.

Podstawą do rozliczenia obowiązku jest zakup energii i umorzenie świadectwa jej pochodzenia, opłata dla NFOŚiGW ma jedynie charakter zastępczy i dla firm to ostateczność. Podmioty, które umorzyły świadectwa pochodzenia, mogą bowiem otrzymać zwrot akcyzy. – Świadectwa pochodzenia mogą być po prostu tańszą opcją niż wnoszenie opłaty zastępczej – mówi Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka Urzędu Regulacji Energetyki.

W dodatku co roku opłata ta też rośnie. O ile w ubiegłym roku wynosiła 259 zł za każdą MWh, której firmom zabrakło do wypełnienia obowiązku, o tyle w tym roku jest to 268 zł.

NFOŚiGW przewidywał, że dopiero w 2012 r. wpływy z opłat zastępczych zmaleją. Kryzys gospodarczy zweryfikował te plany, ponieważ spadło zużycie energii. Firmy potrzebują więc stosunkowo mniej zielonych certyfikatów do rozliczenia się z obowiązków. Przybyło też nowych alternatywnych elektrowni. Według danych Urzędu Regulacji Energetyki w kraju jest już 2,4 tys. MW mocy zainstalowanej w odnawialnych źródłach. Najszybciej przybywa farm wiatrowych. Pod koniec 2009 r. ich moc wynosiła 725 MW, a teraz o 51 proc. więcej.