Ostatni kryzys strefy euro unaocznił, że daleko jej do zdefiniowanego w teorii optymalnego obszaru walutowego. W tej sytuacji odpowiedzią strefy jest chęć pogłębienia integracji.
W krajach takich jak Polska rodzi to obawy powstania Europy dwóch prędkości i dla niektórych jest dodatkowym argumentem za szybkim wejściem Polski do strefy euro. Czy rzeczywiście należy się spieszyć?
Próbując odpowiedzieć na to pytanie, warto przyjrzeć się przykładom Hiszpanii i Portugalii. Czym innym jest bowiem formalne wprowadzenie euro, a czym innym realne procesy temu towarzyszące.
Co ze stopami
Na poziomie procesów makroekonomicznych przynależność do strefy euro biedniejszych i mniej wiarygodnych krajów UE, takich jak Portugalia czy Hiszpania, doprowadziła w nich do znacznego spadku poziomu stóp procentowych. W polskiej debacie o euro jest to postrzegane jako jedna z głównych zalet członkostwa w unii walutowej. Oznacza bowiem niższy koszt finansowania gospodarki.
Jak się jednak w praktyce okazało, oprócz pozytywnych niskie stopy zrodziły także negatywne efekty. Przełożyły się bowiem na nadmierny wzrost zainteresowania kredytem i spadek stopy oszczędzania. Wszystko to doprowadziło do boomu konsumpcyjnego i/lub spekulacyjnego wzrostu cen nieruchomości.