Tematem niedawnej debaty, jaką zorganizował Urząd Komunikacji Elektronicznej było rozporządzenie do art.29 ustawy o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych. Zgodnie z nim prezes UKE ma obowiązek przeprowadzenia inwentaryzacji określającej pokrycie terenu Rzeczpospolitej Polskiej istniejącą infrastrukturą telekomunikacyjną i publicznymi sieciami telekomunikacyjnymi umożliwiającymi zapewnienie szerokopasmowego dostępu do internetu.
Kłopoty z inwentaryzacją
Przedsiębiorcy telekomunikacyjni od dawna skarżą się, że termin 30 dni od daty otrzymania wezwania jest zbyt krótki, aby przeprowadzić sumiennie inwentaryzację. Dodatkowo kilka z tych dni tracą czekając, na autoryzację wprowadzającą ich do Systemu Informacji o Infrastrukturze Szerokopasmowej (SIIS) – co nie jest od nich zależne.
Ułatwieniem, jak się okazało w trakcie dyskusji z UKE, jest możliwość podania adresu budynku węzła agregującego (jako agregująco-dostępowego) i wskazanie w rubryce dotyczącej zasięgu – zbiorczo - adresów budynków, w których istnieją zakończenie sieci (tzw. zasięg sieci). Nie ma też obowiązku wykazywania listy odbiorców usług w tych budynkach. Można podawać węzły agregujące na poziomie miasta lub wsi, przy czym UKE zaapelowało o rozsądek i unikanie np. raportowania jednego węzła na Warszawę, czy na powiat. Utrudnieniem jest sytuacja, kiedy węzeł agregujący znajduje się w lokalizacji bezadresowej(np. maszt w terenie otwartym). W takiej sytuacji operator musi podać numer działki geodezyjnej lub współrzędne punktu pobrane z odbiornika GPS.
Zastanówmy się jak mały czy średni operator ISP ma w ciągu trzydziestu dni uzyskać takie dane? Weźmy pod uwagę rozpiętość infrastruktury jaką posiada; ilość urzędów jaką musi odwiedzić, aby otrzymać numery działek, czy ilość lokalizacji w jakie musi pojechać z urządzeniem GPS. To często jest niewykonalne w terminie 30 dni. Szczególnie, że lokalni ISP, to zwykle firmy najwyżej kilkuosobowe, nie posiadające pracowników dedykowanych do takich celów.