Zielona energia jest droga – to argument, który trafia do każdego i można go poprzeć twardymi danymi. W latach 2009 – 2012 najbogatsze kraje świata skupione w G20 wydadzą na subsydiowanie zielonej energii 184 mld dolarów – podlicza amerykańska organizacja PEW Charitable Trust.
W Polsce także wydatki nie są małe: ulgi w akcyzie i podatkach na biopaliwa kosztowały w ubiegłym roku budżet 2,2 mld zł, a na premie płacone za produkcję zielonej energii zakłady energetyczne wydały drugie tyle.
Konsumenci nie odczuwają wcale ulg w swoich portfelach. Sprzedaż nierentownych biopaliw sprawia, że koncerny podnoszą ceny wszystkich paliw na stacjach. Konieczność wykorzystania odnawialnych źródeł wpłynęła na podwyżki cen energii w Polsce, i to mimo że takie inwestycje dotuje Unia Europejska.
Kij ma dwa końce
Przeciwnicy zielonej energii łatwo mogą też sięgnąć po argumenty dotyczące negatywnego wpływu nowych inwestycji na środowisko, a także na produkcję żywności. Coraz więcej ekonomistów skłania się do wniosku, że polityka promocji biopaliw rzeczywiście wpływa na wzrost cen podstawowych surowców rolnych: kukurydzy, pszenicy i olejów. Z tego powodu ceny pszenicy mogą wzrosnąć o 8 proc., cukru o 21 proc., a kukurydzy o 22 proc.
Z całą pewnością droższe będą też olej, rzepak i ziarno słonecznika. W najgorszym scenariuszu wzrost cen wyniesie prawie 20 proc., w najbardziej optymistycznym 6 – 7 proc – ocenia unijne centrum badań Joint Research Center.