Trwa dyskusja, czy Polska jest silnym państwem czy luźną konfederacją regionów, partii politycznych, grup społecznych i zawodowych niemających wspólnego celu. Zdecydowana większość publicystów oraz, niestety, i społeczeństwa domaga się państwa silnego, co jednak według nich oznacza: wszechmogącego. W gospodarce ta omnipotencja ma się wyrażać tym, by państwo mogło regulować m.in. ceny, płace, emerytury i poziom zatrudnienia.
Te oczekiwania społeczeństwa można zrozumieć. Posada w państwowej instytucji czy firmie jest dużo bezpieczniejsza i bardziej dochodowa niż w prywatnej Średnio ta różnica w zarobkach wynosi obecnie ok. 1/4 wypłaty i mimo kłopotów gospodarczych rośnie. Jeżeli państwowa firma ogłosi jakieś plany zwolnień czy podnoszenia cen produktów, zawsze można iść się poskarżyć jakiemuś posłowi albo zorganizować wycieczkę do stolicy, by spalić kilka opon przed kancelarią Premiera. Zazwyczaj wówczas można wywalczyć wszystko, zwłaszcza jeśli zbliżają się wybory.
Łatwo zrozumieć też, dlaczego ten model gospodarki popiera większość polityków, często nawet tych, których nie wiedzieć czemu nazywamy prawicowymi. W takich warunkach rośnie ich władza i ich możliwości. Nie tylko tworzą nowe prawo, ale też sprawują kontrolę nad fabrykami, cenami i wszystkim, co interesuje przeciętnego człowieka.
To jest dość prosty wzorzec, powielany w wielu krajach pod nazwą socjalizmu. W Polsce jednak rozwijamy nową formę tego ustroju, która jeszcze nie ma własnej nazwy. Nie możemy go nazywać polską drogą do socjalizmu, bo zbyt wielu Polaków pamięta poprzedni taki eksperyment. Taką nazwą zastępczą może być zwrot „akcjonariat obywatelski", choć na razie ten termin odnosi się tylko do części tej układanki.
Otóż wobec pilnej potrzeby pozyskania pieniędzy państwo na coraz większą skalę sprzedaje obywatelom kontrolowane przez siebie firmy, ale nie oddaje jednocześnie władzy w nich. Jest to twórcze rozwinięcie idei państwa socjalistycznego, w którym do obywateli należy nie tylko sam kraj i władza, ale nawet poszczególne firmy. Mimo że teoretycznie ten akt własności zostaje im przekazany w momencie sprzedaży akcji, to w rzeczywistości stają się oni właścicielami tylko czegoś na kształt obligacji, od których odsetki (nazywane nie wiedzieć czemu dywidendą) zależą nie od poziomu stóp procentowych, tylko od wypracowanego zysku.