Polski wkład w budowę socjalizmu

W publicznym sektorze gospodarki skutecznie jest realizowana idea silnego państwa. Ale efektem końcowym tych działań może być państwo socjalistyczne

Publikacja: 13.05.2011 04:05

Trwa dyskusja, czy Polska jest silnym państwem czy luźną konfederacją regionów, partii politycznych, grup społecznych i zawodowych niemających wspólnego celu. Zdecydowana większość publicystów oraz, niestety, i społeczeństwa domaga się państwa silnego, co jednak według nich oznacza: wszechmogącego. W gospodarce ta omnipotencja ma się wyrażać tym, by państwo mogło regulować m.in. ceny, płace, emerytury i poziom zatrudnienia.

Te oczekiwania społeczeństwa można zrozumieć. Posada w państwowej instytucji czy firmie jest dużo bezpieczniejsza i bardziej dochodowa niż w prywatnej Średnio ta różnica w zarobkach wynosi obecnie ok. 1/4 wypłaty i mimo kłopotów gospodarczych rośnie. Jeżeli państwowa firma ogłosi jakieś plany zwolnień czy podnoszenia cen produktów, zawsze można iść się poskarżyć jakiemuś posłowi albo zorganizować wycieczkę do stolicy, by spalić kilka opon przed kancelarią Premiera. Zazwyczaj wówczas można wywalczyć wszystko, zwłaszcza jeśli zbliżają się wybory.

Łatwo zrozumieć też, dlaczego ten model gospodarki popiera większość polityków, często nawet tych, których nie wiedzieć czemu nazywamy prawicowymi. W takich warunkach rośnie ich władza i ich możliwości. Nie tylko tworzą nowe prawo, ale też sprawują kontrolę nad fabrykami, cenami i wszystkim, co interesuje przeciętnego człowieka.

To jest dość prosty wzorzec, powielany w wielu krajach pod nazwą socjalizmu. W Polsce jednak rozwijamy nową formę tego ustroju, która jeszcze nie ma własnej nazwy. Nie możemy go nazywać polską drogą do socjalizmu, bo zbyt wielu Polaków pamięta poprzedni taki eksperyment. Taką nazwą zastępczą może być zwrot „akcjonariat obywatelski", choć na razie ten termin odnosi się tylko do części tej układanki.

Otóż wobec pilnej potrzeby pozyskania pieniędzy państwo na coraz większą skalę sprzedaje obywatelom kontrolowane przez siebie firmy, ale nie oddaje jednocześnie władzy w nich. Jest to twórcze rozwinięcie idei państwa socjalistycznego, w którym do obywateli należy nie tylko sam kraj i władza, ale nawet poszczególne firmy. Mimo że teoretycznie ten akt własności zostaje im przekazany w momencie sprzedaży akcji, to w rzeczywistości stają się oni właścicielami tylko czegoś na kształt obligacji, od których odsetki (nazywane nie wiedzieć czemu dywidendą) zależą nie od poziomu stóp procentowych, tylko od wypracowanego zysku.

Innych praw właściciele tych nibyakcji nie mają. Państwo, nawet jeśli należy do niego mniej niż połowa udziałów i tak wyznacza do rady wszystkich członków, również tych, których nazywa niezależnymi.

Takim pięknym przykładem traktowania państwowych firm jako dobudówek do ministerstw jest sprawa Kompani Węglowej. Firma ma radę nadzorczą, a tu premier z wicepremierem dyskutują o tym, kto będzie jej prezesem. Nie ma mowy o żadnym konkursie. Jest niemal publiczna dyskusja dwóch polityków.

Co jeszcze bardziej śmieszne, państwo poprzez te firmy, których nie jest jedynym akcjonariuszem albo nawet nie ma większości głosów, realizuje różne cele, które często nie mają nic wspólnego z interesem czy zyskiem tych firm.

Niestety, ten piękny ustrój ma swój kres. Politycy mogą rządzić w firmach, rozdawać apanaże, ale to nie poprawia ich rentowności. Już dziś sektor państwowy w gospodarce w dużym stopniu działa na zmonopolizowanym rynku – górnictwo, energetyka, surowce. Na razie za ten socjalizm płacą podatnicy i odbiorcy ich zbyt drogich produktów. W zjednoczonej Europie, przy braku barier celnych, ten system musi zbankrutować. Chodzi o to, by ten upadek nie pociągnął za sobą reszty gospodarki.

Trwa dyskusja, czy Polska jest silnym państwem czy luźną konfederacją regionów, partii politycznych, grup społecznych i zawodowych niemających wspólnego celu. Zdecydowana większość publicystów oraz, niestety, i społeczeństwa domaga się państwa silnego, co jednak według nich oznacza: wszechmogącego. W gospodarce ta omnipotencja ma się wyrażać tym, by państwo mogło regulować m.in. ceny, płace, emerytury i poziom zatrudnienia.

Te oczekiwania społeczeństwa można zrozumieć. Posada w państwowej instytucji czy firmie jest dużo bezpieczniejsza i bardziej dochodowa niż w prywatnej Średnio ta różnica w zarobkach wynosi obecnie ok. 1/4 wypłaty i mimo kłopotów gospodarczych rośnie. Jeżeli państwowa firma ogłosi jakieś plany zwolnień czy podnoszenia cen produktów, zawsze można iść się poskarżyć jakiemuś posłowi albo zorganizować wycieczkę do stolicy, by spalić kilka opon przed kancelarią Premiera. Zazwyczaj wówczas można wywalczyć wszystko, zwłaszcza jeśli zbliżają się wybory.

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy