Tak czy inaczej porozumienie jest przytaczane przez Komisję Europejską jako jeden z modelowych sposobów rozwiązywania problemów europejskich rynków telekomunikacyjnych.
Równie pozytywne recenzje w Europie ma uchwalona w mijającej kadencji ustawa o wspieraniu rozwoju sieci i usług telekomunikacyjnych. Jej celem było ułatwienie inwestycji telekomunikacyjnych i wpuszczenie na rynek samorządów, które mają do wykorzystania ponad 1 mld euro w funduszach unijnych. Wciąż są obawy, że znaczne środki z tej puli nie zostaną wykorzystane i że nowo powstające sieci samorządowe mogą sobie nie poradzić na rynku. Niemniej po kilku latach niemrawych ruchów – staraniem czynników oficjalnych – inwestycje zaczynają się wreszcie rozkręcać.
Ustawą o wspieraniu rozwoju sieci chwalą się i UKE, i Ministerstwo Infrastruktury, które wspólnie pracowały nad aktem. Obu instytucjom nie układało się dobrze do czasu, kiedy tekę wiceministra właściwego do spraw łączności objęła Magdalena Gaj, która przyszła do resortu wprost z UKE, spod skrzydeł Anny Streżyńskiej. Oficjalnie współpraca obu pań jest dobra, ale o ich cichej rywalizacji na rynku krążą anegdoty. Jeżeli za rządów PiS to UKE rozdawało karty na telekomunikacyjnym rynku, to za PO resort infrastruktury także chce mieć coś do powiedzenia.
Jego pomysłem – spektakularnym, choć na razie niezrealizowanym – jest zamiana pozostałym operatorom komórkowym 810 mln euro opłat za licencję na telefonię 3G na fundusz, z którego finansowane będą komputery dla uczniów polskich szkół, i na rozbudowę sieci telekomunikacyjnych w niedoinwestowanych rejonach. UKE z kolei udało się uzgodnić z operatorami komórkowymi – po bardzo długich dyskusjach – analogiczny plan: inwestycje telekomunikacyjne w zamian za korzystniejsze hurtowe stawki rozliczeniowe.
Ministerstwu nie udało się natomiast z czekającą od 2009 r. nowelizacją prawa telekomunikacyjnego, za co Polska – w dobrym gronie większości państw unijnych – otrzymała pierwsze ostrzeżenie od Komisji Europejskiej.
– Minione cztery lata z pewnością nie są okresem straconym. Mam poczucie, że izba zawsze była partnerem działań legislacyjnych oraz wykonawczych realizowanych przez rząd, co daje mi poczucie, że nasz głos był słyszany i uwzględniany. Oczywiście nie zawsze było to dla nas w pełni satysfakcjonujące i odpowiadało naszym oczekiwaniom, ale w każdym przypadku mieliśmy możliwość przedstawienia swoich racji. To ważne i mam nadzieję, że takie podejście będzie nadal realizowane w kolejnej kadencji – mówi Stefan Kamiński.