Europejskie rządy na niedzielny szczyt Unii przygotowują plan ratowania całej strefy euro. Od kilku dni w Brukseli trwają rozmowy unijnych urzędników z bankowcami.
Cel – przekonać światową finansjerę, żeby dobrowolnie zredukowała nawet o 50 proc. znajdujący się w jej portfelach grecki dług. Już w lipcu banki zgodziły się na odpis 21 proc., ale warunki rynkowe się pogorszyły, a sama Grecja nie jest w stanie rozruszać swojej gospodarki i potrzebuje większej ulgi w obsłudze długu. Jak dowiedziała się "Rz", banki są gotowe do współpracy, bo wiedzą, że alternatywa: niekontrolowane bankructwo Grecji i rozlanie się kryzysu na Hiszpanię czy Włochy, będzie dla nich bardziej kosztowna.
Nowy ratunek dla Grecji nie wystarczy jednak do uspokojenia rynków. Wczoraj agencja ratingowa Moody's obniżyła ocenę Hiszpanii o dwa stopnie do poziomu A1. Wcześniej zagroziła, że może zdegradować Francję, która jest jednym z sześciu krajów strefy euro cieszącym się najwyższym uznaniem na poziomie AAA.
– To moment nadzwyczaj wrażliwy dla konstrukcji europejskiej i wymaga zdecydowanych działań. I wszelkie decyzje, które zostaną podjęte lub nie, będą miały na to wpływ – mówił wczoraj szef Komisji Europejskiej José Barroso. Oczekiwania jak zwykle studziła w Berlinie niemiecka kanclerz. – Długi publiczne budowano latami i nie można oczekiwać rozwiązania problemu na jednym szczycie – powiedziała Angela Merkel. Zastrzegła, że w niedzielę można się spodziewać ważnych decyzji. Dotyczą one - poza Grecją - dwóch spraw.
Po pierwsze, dokapitalizowania banków. Ich wzmocnienie jest potrzebne, bo rynki boją się, że toksyczne obligacje Grecji czy w przyszłości kolejnych słabych państw strefy euro pogorszą ich wyniki. Według ostatnich szacunków potrzeba na to 100 mld euro. Najpierw banki poszukają pieniędzy w swoich zyskach i u prywatnych inwestorów. Jeśli nie wystarczy, to wsparcia udzielą rządy.