Andrzej K. Koźmiński o polskim rynku sztuki

Najlepszą inwestycją są dzieła o wartości ponadnarodowej, poszukiwane na świecie - mówi prof. Andrzej K. Koźmiński, kolekcjoner

Publikacja: 01.12.2011 00:15

Andrzej K. Koźmiński o polskim rynku sztuki

Foto: Rzeczpospolita, MAGDA STAROWIEYSKA MAGDA STAROWIEYSKA

Rz: Jaki antyk lub dzieło sztuki kupił pan w ciągu mijającego roku?

Andrzej K. Koźmiński:

W antykwariacie w Lublanie w Słowenii zobaczyłem rzeźbę z brązu przedstawiającą konia... Kupiłem ją. Antykwariusz zdobył ją w Bolonii. Autorem jest włoski artysta współczesny Roberto Bombardieri.

Chyba nie nazwisko artysty, u nas raczej anonimowe, zadecydowało o zakupie?

Zadecydowała wartość estetyczna i symboliczna. Rzeźbę ustawiłem na honorowym miejscu na kominku i patrzę na nią w chwilach relaksu. Artysta przedstawił konia w niezwykle dynamicznym skoku.

Jako kolekcjoner ryzykuje pan. Chętnie kupuje pan dzieła niesygnowane?

Najważniejsza dla mnie jest uroda obrazu. Jeśli obraz mi się podoba, to jakie znaczenie ma fakt, czy jest sygnowany? Miałem w służbowym gabinecie portret konny hetmana Stefana Czarnieckiego, namalowany przez Stanisława Kaczora Batowskiego. Ten doskonały obraz miał przystępną cenę, bo jest niesygnowany. Niedawno powiesiłem w gabinecie sarmacki portret nieznanego szlachcica. Nie wiem, kto go namalował, ale jest to dobry obraz. Kupiłem go w Desie sześć, siedem lat temu. Lubię sarmatyzm, szczególnie portrety z tamtej epoki, twarze na nich są przedstawione wyjątkowo ekspresyjnie.

W jakim stadium jest obecnie rynek handlu sztuką i antykami?

Na świecie kryzys pobudził rynek sztuki, ponieważ zaczęto szukać bezpiecznych lokat. Jeżeli przeglądamy wyniki aukcji w Sotheby's lub podobnych firmach, widać rekordowe ceny. Podobnie jest ze złotem, które znacznie zdrożało na skutek kryzysu. W Polsce rynek sztuki zmienił się stosunkowo niewiele, m.in. dlatego, że nas kryzys dotknął w niewielkim stopniu.

Rynkiem sztuki rządzą mody. Na przykład malarstwo Jacka Malczewskiego czy Wojciecha Kossaka dziś osiąga niższe ceny niż kilka lat temu. Teraz w modzie jest sztuka nowoczesna lat 60. XX wieku.

Najlepszą inwestycją są dzieła o wartości ponadnarodowej, poszukiwane na świecie

Kto w Polsce kolekcjonuje sztukę?

Jest to np. grupa osób o średnich dochodach, takich jak ja, które kolekcjonują głównie dla przyjemności, a nie dla inwestycji. Mam kilka obrazów Wlastimila Hofmana. Wydaje mi się, że ich ceny trochę rosną, ale nie mam pewności, bo nikt nie robił badań na ten temat.

Mój znajomy, znany statystyk francuski, napisał pracę na temat inwestowania w sztukę. Wychodzi, że generalnie rentowność jest trochę poniżej przeciętnej. Hofman raczej nie osiągnie cen astronomicznych, bo pozostawił ogromną spuściznę. Ale niektóre jego prace z lat 20. i wcześniejsze są bardzo dobre, bliskie w duchu dziełom Jacka Malczewskiego. Bardzo lubię Juliusza Kossaka, który funkcjonuje w cieniu legendy swojego syna Wojciecha, znacznie gorszego malarza.

Panuje opinia, że unikatowe, muzealnej wartości dzieło sztuki właściciel zawsze dobrze sprzeda, nawet w kryzysie.

Najlepszą inwestycją są dzieła o wartości ponadnarodowej, poszukiwane na świecie. Genialnych obrazów jest niewiele, dlatego są poszukiwane. Jeśli ktoś ma nadwyżkę np. 100 mln dolarów, to na pewno 20 mln warto wydać na sztukę, ale w Polsce nie ma inwestorów na taką skalę. Niewielki polski kapitał jest w pełni operacyjnie zaangażowany w działalność produkcyjną. Na polskim rynku nie ma w handlu wielkich dzieł o uniwersalnej wartości. Warto pamiętać, że dzieło sztuki trudno jest sprzedać od ręki.

Pewną lokatą w tej chwili mogłyby być pojawiające się od czasu do czasu na krajowym rynku wysokiej wartości dzieła włoskie i holenderskie dawnej sztuki, ponieważ u nas są wyraźnie niedoszacowane. Na zachodnich rynkach osiągnęłyby zdecydowanie wyższe ceny niż u nas.

Krajowi antykwariusze posługują się u nas argumentem, że na Zachodzie obrazy nawet absolwentów uczelni są droższe niż dzieła naszych klasyków. W związku z tym polska sztuka, mocno niedoszacowana, na pewno podrożeje i osiągnie ceny z zachodniego rynku.

Jakim sposobem podrożeje? Nasz rynek sztuki ma charakter niszowy, lokalny i zachowa taki charakter. Po to, żeby jakikolwiek towar szybko nabierał wysokiej wartości, musi być oferowany na dużym rynku. Nasz rynek nie jest częścią europejskiego handlu sztuką. Kupujemy tylko polonika, które nie są towarem światowym. Na przykład obrazy Wojciecha Fangora, które namalował w Stanach, o czym się pisze, importowane są do Polski, bo tutaj są na nie chętni i tu osiągają one wysokie ceny. Tak samo inne polonika. Istotny wzrost cen najwyższej jakości polskich dzieł mógłby nastąpić wtedy, gdyby tak jak w Rosji pojawiła się u nas silna grupa oligarchów. Taki scenariusz jest mało prawdopodobny. I dobrze, bo oligarchiczny kapitalizm byłby zabójczy dla gospodarki.

Co jest największym hamulcem w rozwoju polskiego rynku sztuki i antyków?

Dość powszechne falsyfikaty. Fałszerze i sprzedawcy są bezkarni. Wielu ludzi z powodu zagrożenia falsyfikatami straciło zaufanie do rynku. Na Zachodzie ochroną jest dotkliwość i nieuchronność kary dla fałszerza lub sprzedawcy. W Polsce fałszerstwo dzieł sztuki jest praktycznie bezkarne.

Wyobraźmy sobie, że jest pan antykwariuszem, co by pan zmienił na rynku w pierwszej kolejności?

Otworzyłbym nasz rynek na świat. Jeżeli coś nie jest w muzeum lub nie jest wpisane do rejestru zabytków, to powinno być przedmiotem swobodnego międzynarodowego handlu.

Przede wszystkim rynek wymaga koncesjonowania. Prawo powinno definiować kwalifikacje antykwariuszy i np. ekspertów, którzy decydują o autentyczności dzieł sztuki. Rynek powinien być przejrzysty. Sprawdzone w świecie rozwiązania prawne powinny pozwolić klientom, przede wszystkim inwestorom, na stwierdzenie, czy rekordowa cena na aukcji jest prawdziwa. Zdarza się, że u nas aukcje są manipulowane, przez to ceny są nieprawdziwe. Od lat jest to publiczna tajemnica. Na świecie powszechna wiedza na temat mechanizmów rynku sztuki jest znacznie wyższa, bo tam ludzie oswojeni są z tym rynkiem i są mechanizmy kontrolne. Nie ma inwestowania w sztukę bez wiarygodnych cen.

Na paryskim rynku sztuki przed wojną panował zastój. Nastąpił cud, gdy pojawił się amerykański kolekcjoner dr Albert Barnes, który masowo zaczął kupować prace młodych. Czy na naszym rynku możliwe jest cudowne ożywienie?

Wątpię. Na początku lat 90. zakupów dokonywały instytucje, np. banki, ale one szybko zniechęciły się niewiarygodnymi cenami, nierzetelnością doradców i falsyfikatami. Nasz rynek zostanie, jaki jest. Będzie wegetował na marginesie międzynarodowego handlu sztuką.

Ma pan profesor od lat kolekcjonerskie auto – to dwuosobowy mercedes SL z 1959 roku. Gdzie pan w tym roku podróżował?

Po Bieszczadach. W przyszłym roku planuję poznać zamki w Czechach i na Morawach.

Musi pan tam jechać zabytkiem, nie lepiej nowoczesnym, bezpieczniejszym autem?

Ale mój mercedes ma duszę. Kiedy słyszę, jak pracuje silnik, to jest piękny głos. W dodatku to kabriolet, jazda po górskich drogach sprawia szczególną przyjemność.

CV

Prof. dr hab. Andrzej K. Koźmiński

, ekonomista i specjalista nauk zarządzania. Prezydent Akademii Leona Koźmińskiego. Członek korespondent PAN.

Rz: Jaki antyk lub dzieło sztuki kupił pan w ciągu mijającego roku?

Andrzej K. Koźmiński:

Pozostało 98% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy