Kto w Polsce kolekcjonuje sztukę?
Jest to np. grupa osób o średnich dochodach, takich jak ja, które kolekcjonują głównie dla przyjemności, a nie dla inwestycji. Mam kilka obrazów Wlastimila Hofmana. Wydaje mi się, że ich ceny trochę rosną, ale nie mam pewności, bo nikt nie robił badań na ten temat.
Mój znajomy, znany statystyk francuski, napisał pracę na temat inwestowania w sztukę. Wychodzi, że generalnie rentowność jest trochę poniżej przeciętnej. Hofman raczej nie osiągnie cen astronomicznych, bo pozostawił ogromną spuściznę. Ale niektóre jego prace z lat 20. i wcześniejsze są bardzo dobre, bliskie w duchu dziełom Jacka Malczewskiego. Bardzo lubię Juliusza Kossaka, który funkcjonuje w cieniu legendy swojego syna Wojciecha, znacznie gorszego malarza.
Panuje opinia, że unikatowe, muzealnej wartości dzieło sztuki właściciel zawsze dobrze sprzeda, nawet w kryzysie.
Najlepszą inwestycją są dzieła o wartości ponadnarodowej, poszukiwane na świecie. Genialnych obrazów jest niewiele, dlatego są poszukiwane. Jeśli ktoś ma nadwyżkę np. 100 mln dolarów, to na pewno 20 mln warto wydać na sztukę, ale w Polsce nie ma inwestorów na taką skalę. Niewielki polski kapitał jest w pełni operacyjnie zaangażowany w działalność produkcyjną. Na polskim rynku nie ma w handlu wielkich dzieł o uniwersalnej wartości. Warto pamiętać, że dzieło sztuki trudno jest sprzedać od ręki.
Pewną lokatą w tej chwili mogłyby być pojawiające się od czasu do czasu na krajowym rynku wysokiej wartości dzieła włoskie i holenderskie dawnej sztuki, ponieważ u nas są wyraźnie niedoszacowane. Na zachodnich rynkach osiągnęłyby zdecydowanie wyższe ceny niż u nas.