Pogłębiający się kryzys w strefie euro i powracające pogłoski o możliwości porzucenia wspólnej waluty przez niektóre kraje zmuszają firmy do szykowania awaryjnych scenariuszy rozwoju sytuacji. Tak samo zresztą robiły w 1999 r., kiedy inaugurowano wprowadzenie transakcji we wspólnej walucie. Tyle że wówczas wszystko było znacznie bardziej przewidywalne.
Największe europejskie biuro podróży – TUI – oświadczyło, że podpisało nowe kontrakty z właścicielami greckich hoteli na wypadek, gdyby Grecja została zmuszona do opuszczenia strefy euro bądź sama zdecydowała się na taki krok. W tych umowach TUI zabezpieczyło się przed ryzykiem kursowym i uzgodniło, że po ewentualnym opuszczeniu eurolandu Grecy będą regulowali należności w „nowych drachmach" bądź jakiejkolwiek innej walucie, którą zdecydują się wprowadzić.
Andreas Andreadis, prezes SETE, greckiego stowarzyszenia firm turystycznych, nie ukrywa, że namawiał swoich kolegów, żeby zignorowali żądanie TUI, ponieważ wyjście Grecji ze strefy euro jest sytuacją wyłącznie hipotetyczną. – Nie mamy takich planów – podkreśla. Tyle że TUI jest potęgą nie tylko w Grecji i rzadko która sieć hoteli może mu odmówić współpracy.
TUI pierwsze zdecydowało się upublicznić swoje obawy co do trwałości strefy euro, ale także w zaciszach gabinetów polskich firm jest to jeden z najczęściej dyskutowanych tematów. Choć oczywiście wszyscy zgodnie odmawiają oficjalnego potwierdzenia.
Najlepiej ujął sytuację cytowany przez agencję Bloomberg Martin Sorrell, prezes największej europejskiej agencji reklamowej WPP Group. – Złożoność tego problemu napełnia każdego z nas tak potężnymi obawami, że chcemy ten problem od siebie jak najbardziej oddalić. Z drugiej strony trzeba uczciwie powiedzieć, że tak jak wszyscy wokół staramy się przygotować plan B, na wypadek gdyby strefa euro rzeczywiście się rozpadła.
Najwięcej o tym planie B mówi się teraz w krajach spoza strefy euro, które największą część swojego eksportu umieszczają właśnie w eurolandzie. – Na nowo uczymy się zarządzania ryzykiem, a większość posiedzeń zarządu jest teraz poświęcona tej sprawie – mówi „Rz" przedstawiciel firmy, która swój największy rynek zbytu ma we Włoszech. Nie ukrywa, że takie same problemy mają jego koledzy z Wielkiej Brytanii i Danii, które trwale związane są z eksportem na rynki eurolandu.