Polska waluta od kilku dni wyraźnie się osłabia. Wczoraj jej kurs wobec euro zniżkował nawet o 0,7 proc., a wobec dolara nawet o 1 proc. W efekcie za euro było trzeba zapłacić nawet 4,19 zł, najwięcej od dwóch miesięcy, a za dolara 3,31 zł.
Nieco ponad miesiąc temu euro kosztowało 4,06 zł, a dolar 3,11 zł. Spośród ponad 30 najpopularniejszych walut świata tylko korona islandzka osłabła w tym czasie bardziej. Ale inne waluty naszego regionu – czeska korona i węgierski forint – nie radziły sobie dużo lepiej niż złoty. To sugeruje, że deprecjacja złotego nie ma wyłącznie przyczyn krajowych, takich jak słabnięcie gospodarki i łagodzenie polityki pieniężnej.
Awersja do ryzyka
– Nastroje na światowych rynkach finansowych w ostatnich dniach wyraźnie się pogorszyły, co ma związek z obawami o tzw. urwisko fiskalne w USA oraz ponownie o przyszłość Grecji. To negatywnie wpływa na notowania wszystkich walut Europy Środkowo-Wschodniej, a właściwie wszystkich walut państw rozwijających się – powiedziała „Rz" Gaelle Blanchard, analityk walut naszego regionu w banku Societe Generale w Londynie.
Także Joanna Bachert, analityk PKO BP, wskazuje, że kurs złotego pozostaje przede wszystkim pod wpływem czynników globalnych. Wczoraj niechęć inwestorów do ryzykownych aktywów, w tym walut naszego regionu, spotęgował rozczarowujący odczyt indeksu ZEW. Wskaźnik mierzący oczekiwania analityków i inwestorów wobec koniunktury w Niemczech w perspektywie sześciu miesięcy, spadł w listopadzie do -15,7 pkt z -11,5 pkt w październiku, podczas gdy ekonomiści spodziewali się jego niewielkiego odbicia.
Łagodna RPP
To, że deprecjacja złotego jest silniejsza niż innych walut regionu, analitycy tłumaczą zeszłotygodniową obniżką stóp procentowych i oczekiwaniami inwestorów na kolejne takie ruchy. – Rozpoczęcie przez Radę Polityki Pieniężnej cyklu obniżek stóp z pewnością wyznaczyło złotemu kierunek – powiedziała „Rz" Thu Lan Nguyen, analityk walut Europy Środkowo-Wschodniej w Commerzbanku we Frankfurcie.