– Z pewnością obligacje korporacyjne stanowią w czasach niskiego oprocentowania depozytów bankowych dosyć atrakcyjną alternatywę. Często oferują one oprocentowanie powyżej 6 proc., co przekracza nawet trzykrotnie poziom stóp depozytowych. Ale w inwestowaniu nie ma dróg na skróty, wyższa rentowność to zawsze wyższe ryzyko – przestrzega Mariusz Pawlak, partner w Lorek Pawlak Family Office.
Choć może to dziwić, to właśnie słowo „ryzyko" jest kluczowe w inwestowaniu w obligacje. Dlaczego ma to dziwić? Otóż powszechnie obligacje uchodzą za dość bezpieczną formę inwestowania.
W teorii o obligacjach korporacyjnych mówimy, gdy przedsiębiorstwo poprzez emisję obligacji staje się dłużnikiem względem tych którzy je nabyli (obligatariuszy). Przykładowo firma zobowiązuje się, że za 4 lata wykupi te obligacje (odda inwestorom ich pieniądze) oraz będzie im płacić np. 5 proc. rocznie jako opłata za taką pożyczkę. Niestety w praktyce jest to trochę bardziej skomplikowane.
Przekonują się o tym zwłaszcza posiadacze obligacji firm i banków spółdzielczych, które mają problem z wypłacalnością (ostatnio głośno było m.in. o dużych kłopotach Banku Spółdzielczego w Ciechanowie, które mogą przełożyć się na brak wykupu ich obligacji).
Zyski inwestora
Jak zarabia się na obligacjach? Przede wszystkim na wspomnianym już oprocentowaniu. Może być stałe, gdy firma zdecyduje się płacić przykładowo 5 proc. rocznie od wartości nominalnej obligacji, albo zmienne, np. WIBOR 6M + 5 proc. (w tym przypadku zmiana oprocentowania zależy od aktualnej stopy procentowej po jakiej banki są skłonne udzielać pożyczek innym bankom).