Potwierdza to siłę trendu spadkowego, a równocześnie marną mobilizację strony popytowej. Nie daje to nadziei na rychłą poprawę sytuacji.
Nie licząc styczniowych dołków, WIG jest na najniższym poziomie od października 2006 roku, WIG20 nawet od czerwca 2006 r. Co oznacza, że ostatnie półroczne spadki zmiotły zyski inwestorów z inwestycji lato 2006 – lato 2007 r. Oznacza to także, iż ceny akcji nie uwzględniają poprawy wyników spółek, która dokonała się w tym okresie. Oczywiście trzeba sobie zadać pytanie, czy przypadkiem latem 2007 r. ceny akcji nie były zbyt wyśrubowane, zwłaszcza biorąc pod uwagę pogarszające się perspektywy gospodarcze świata. I czy wobec tego obecna wycena akcji już te gorsze perspektywy uwzględnia w całości, czy tylko w części.
Być może nie wszyscy pamiętają, ale latem 2006 roku na giełdzie w Warszawie przez bite trzy miesiące utrzymywał się trend boczny. Akcje były akumulowane z nadzieją na wzrost ich wartości fundamentalnej. Skoro wtedy inwestorzy działali w ten sposób, to tym bardziej można się tego spodziewać teraz, skoro ceny akcji są podobne, ale od tamtej pory zyski spółek faktycznie wzrosły. Co to oznacza dla rynku? Logicznie rzecz biorąc, powtórzenie sytuacji z lata 2006 r. Konsolidację rynku przy niskiej aktywności inwestorów. Górny zakres konsolidacji już znamy (50 tys. pkt dla WIG). Dolnej właśnie szukamy.