Ostatnie dni przyniosły odwrót inwestorów od ryzykownych aktywów, do których zaliczane są akcje spółek notowanych na rynkach wschodzących.

Mocno ucierpiały rynki z naszego regionu, w tym warszawska giełda, która jeszcze tydzień temu była jedną z najmocniejszych giełd. Wzrost niepewności spowodowały obawy przed problemami fiskalnymi Grecji i Hiszpanii. Jednak zdaniem analityków przenoszenie tej niepewności na giełdy krajów rozwijających się nie ma uzasadnienia. – W przeszłości problemy ze stabilnością fiskalną były tradycyjnie problemem gospodarek wschodzących. Z obecnego kryzysu rynki wschodzące wyszły jednak w znacznie lepszej kondycji fiskalnej niż gospodarki rozwinięte – mówił w CNBC Stefan Hofer, analityk rynków wschodzących w Julius Baer.

Mimo że do tej pory Święty Mikołaj nie dotarł na rynki akcji, światowe banki inwestycyjne są niemal jednogłośne w wieszczeniu przyszłorocznego wzrostu. Pytanie, czy te jednolite opinie nie doprowadzą do realizacji dokładnie odwrotnego scenariusza.

W swoim ostatnim raporcie analitycy JP Morgan napisali, że w przyszłym roku ceny akcji na rynkach wschodzących będą dalej rosły szybciej niż na rynkach rozwiniętych. Ich zdaniem indeks MSCI EM, pokazujący zachowanie, może wzrosnąć 30 proc. w przyszłym roku. Motorem do zwyżek ma być lepsza kondycja gospodarcza tych krajów w porównaniu z państwami rozwiniętymi, a wyższe wyceny akcji spółek mają być uzasadniane przez ich lepsze wyniki kwartalne. Zdaniem JP Morgan wzrost na giełdach państw rozwiniętych będzie o połowę niższy i wyniesie ok. 15 proc. w skali roku.