Lizbona wykafelkowana

Mężczyzna bierze z wózka blok gliny, zarzuca go sobie na ramię, niesie kilka metrów, po czym wrzuca do maszyny mielącej. Tak zaczyna się życie azulejos. Portugalskich kafelków

Aktualizacja: 28.01.2010 23:59 Publikacja: 28.01.2010 23:56

Czasem kafle przybierają kształty zgodnie z rysunkiem

Czasem kafle przybierają kształty zgodnie z rysunkiem

Foto: Fotorzepa, Filip Frydrykiewicz F.F. Filip Frydrykiewicz

„Kafelki” brzmi dość szorstko. Azulejos (czyt. azuleżusz, liczba mnoga od azulejo) – o wiele romantyczniej. Można nawet doszukać się w tej nazwie słynnego portugalskiego saudade – nieokreślonego smutku pomieszanego z tęsknotą, które ma wbudowany w charakter każdy Portugalczyk, a które łączy się nieodmiennie ze wspomnieniem dawnej świetności Portugalii jako kraju odkrywców dalekich lądów i ich wielkich bogactw.

Ceramiczne kafelki znali już starożytni Egipcjanie. Niemal każdy kraj je dzisiaj produkuje. Ale żaden nie stosował i nie stosuje kafelków tak powszechnie jak Portugalczycy. Wyspecjalizowali się oni w sztuce wypalania, malowania i układania azulejos tak dalece, że stały się one ich sztuką narodową. Szybko zauważy to każdy przybywający do Portugalii. Azulejos zdobią fasady i wnętrza domów mieszkalnych oraz budynków publicznych, pałaców, kościołów, restauracji, sklepów, warsztatów, stacji metra. Towarzyszą Portugalczykom w życiu codziennym na każdym kroku. W ich otoczeniu Portugalczycy jedzą, mieszkają, modlą się, pracują.

[srodtytul]Na początku była glina [/srodtytul]

Blok gliny jest gładki jak kostka masła, waży 20 kilogramów. Wpada do rynny, w której kręcą się dwie długie śruby. Z łatwością mielą one glinę i przesuwają ją dalej. Wymieszana glina transportowana jest w ten sposób do drugiego urządzenia. Tym razem zakrytego. Nie widać, co dzieje się wewnątrz, ale już po chwili z drugiego końca wysuwa się równa, cienka gliniana deska. Jeszcze dosyć miękka.

Kolejny pracownik rzutem oka ocenia jej jakość. Wybrakowane plastry odrzuca z powrotem do mielenia, a dobre – kiedy uzbiera się ich kilka – kroi naprężonym prętem, jak bochenek chleba kroją w piekarni na kromki. Szerokość i długość każdego kafla jest taka sama, ustalona raz na zawsze – 14 centymetrów.

Teraz przycinacz oddaje brązowe kwadraty kolegom za plecami. Ci rozkładają je na deskach i posypują talkiem, dzięki któremu poszczególne warstwy desek i gliny nie przykleją się do siebie. Warstwa po warstwie, niczym tort waflowy, rośnie przekładaniec.

Rzecz dzieje się w lizbońskim warsztacie świętej Anny, Fabrica Sant’Anna. Faiancas e Azulejos desde 1741. Produkuje się tu kafelki od połowy XVIII w. To najstarszy działający bez przerwy warsztat kafelkarski w Europie.

Kafelki podeschną teraz, po czym zostaną polane z jednej strony rzadkim szkliwem. Na razie nie ma co szkliwić, ten etap produkcji demonstruje mi więc kierownik warsztatu Alberto Bruno. Młody człowiek w modnych okularach przypomina bardziej intelektualistę niż nadzorcę w starej zakurzonej fabryce. Ale widać, że zna się na tej robocie.

Prowadzi mnie teraz na pierwsze piętro do jasno oświetlonej sali, w której przy długich stołach zastawionych słoiczkami z kolorowymi barwnikami siedzą malarze nanoszący wzory na talerze i kafle. Widać niemal wszystko tutaj odbywa się ręcznie. Kobiety (jest też jeden mężczyzna) pochylają się nad swoimi dziełami i cienkimi pędzelkami precyzyjnie wodzą po szorstkiej powierzchni.

Kafelki wyglądają jeszcze nieefektownie, dopiero ostatni etap produkcji – wypalanie (wracamy na parter obejrzeć piece) wydobędzie cały ich urok. Blade kolory nabiorą żywości, powierzchnia stanie się błyszcząca. Co ciekawe, dopiero wysoka temperatura powoduje, że jasnowrzosowy barwnik zamienia się w błękit.

– Dziewięćdziesiąt procent zamówień przychodzi z Ameryki, Europy, Japonii i Australii – opowiada Alberto. Na podłodze leżą poukładane gotowe wyroby – panele, na których jeden rysunek zajmuje wiele kafli. – Wszyscy chcą starych wzorów kopiowanych z XVII- i XVIII-wiecznych portugalskich pałaców. Tyle że Japończycy wolą stonowane wzory biało-niebieskie, Amerykanie gustują zaś w tych przedstawiających wielobarwne wazy z kwiatami.

[srodtytul]Opowieści markizów[/srodtytul]

Sztuka przygotowywania kafli przyszła na Półwysep Iberyjski wraz z Arabami, którzy najechali i opanowali go w VIII wieku. Stąd nawet wywodzona jest ich nazwa – w arabskim alzulecha znaczy „mały kamień”. Po wyparciu Maurów z półwyspu Portugalczycy sami produkowali kafle. Udoskonalili jeszcze technikę, wzorując się na włoskiej majolice. Umiejętność wypalania kafli i naczyń z fajansu zawędrowała stąd, wraz z władcami habsburskimi władającymi w Hiszpanii i Niderlandach, do Holandii. Wyspecjalizowały się tam w jej produkcji warsztaty z Delft.

Złote lata azulejos przypadają na XVII – XVIII wiek. Wraz z odkryciami geograficznymi i wzrostem zamożności wzrastało zainteresowanie wystawnym dekorowaniem kościołów i arystokratycznych siedzib. Na wzniesieniu oddalonej od centrum Lizbony dzielnicy Benfica (tej samej, w której mieści się stadion słynnego klubu piłkarskiego) stoi pałac markizów Fronteira. Zbudowany w XVII wieku, przetrwał trzęsienie ziemi z 1755 r., które zrównało z ziemią miasto.

Pałac jest wspaniałym przykładem wykorzystania azulejos. Jego wnętrza zdobią kafle, na których przedstawiono ważniejsze bitwy ówczesnych Portugalczyków z Kastylijczykami, w których udział brał też właściciel pałacu. Artysta oddał prawdziwie sytuację. Długie panele zaludniają setki żołnierzy, koni, dziesiątki armat. Są też tabory, obozowe namioty, a nawet scenki z życia codziennego. Realizm sięga daleko – przewodnicy chętnie pokazują gościom sylwetkę wojaka, który kuca pod drzewem ze ściągniętymi portkami. Artysta był tak dokładny, że nie omieszkał namalować pod wypiętą pupą niewielką ciemną plamkę.

Tarasy pałacu od strony ogrodu budzą jeszcze większy podziw – ściany, kamienne ławki, kaplicę, grotę i fontanny zdobią wypalone w glinie alegorie nauk, sceny polowań, zwierzęta, kwiaty, amorki. Satyryczne rysunki, tak charakterystyczne dla epoki, ukazują małpy w ludzkich rolach, na przykład jadące powozem.

Historię kafli opisuje Museu Nacional do Azulejo (Narodowe Muzeum Azulejo), ilustrując kolejne style i epoki najlepszymi przykładami. Od naiwnych malunków średniowiecznych po nowoczesne, abstrakcyjne z połowy XX wieku. Od wzorów naśladujących orientalne kobierce, indyjskie hafty, poprzez tematy religijne, mitologiczne, personifikacje pór roku i sił przyrody, scenki rodzajowe, znaki zodiaku, wydarzenia historyczne, widoki miast po festony z kwiatów i owoców.

Zwraca uwagę, że w baroku nadawano panelom różne kształty, obramowując je malunkami ram, mającymi stwarzać wrażenie trójwymiarowości, poczucie podglądania czegoś w oknie. Często same ramy malowane były staranniej i z większą finezją niż treści wewnątrz. Wzory i tematykę czerpano wówczas z malarstwa olejnego. W muzeum znajduje się grawiura francuskiego malarza Charlesa Le Bruna (1616 – 1690) „Cnota pokonująca wszelkie przeszkody”, a obok wersja ryciny w technice azulejo.

Neoklasycyzm, romantyzm, eklektyzm, art nouveau, art deco... Wszystkie style znajdowały odbicie w azulejos. Pod koniec XVIII w. rozwinięcie produkcji masowej, łatwość powtarzania wzorów spowodowały, że azulejos trafiły do mniej zamożnych domów, opanowały miasta. Stały się tak powszechne, że w latach 30. XX wieku, kiedy w Europie narastały nastroje nacjonalistyczne, utożsamiono wręcz azulejos ze sztuką narodową, zaczęto traktować ją jak symbol portugalskiej kultury.

Druga połowa XX wieku przyniosła artystom zamówienia związane z wielkimi przedsięwzięciami publicznymi – na dekorowanie stacji lizbońskiego metra, wiaduktów nad autostradami, wystawy Expo ’98.

[srodtytul]Poszukiwanie skarbów[/srodtytul]

W trójkącie wyznaczonym trzema rozrzuconymi w Lizbonie punktami – fabryce Sant’Anna na zachodzie, pałacem markizów Fronteira na północy i muzeum na wschodzie – mieści się cała reszta. Słynne kościoły, XIX-wieczne kamienice, miejskie pałace i skromniejsze domy biedniejszych dzielnic całe lub fragmentami zakryte wzorami i malunkami ułożonymi z kafli.

Kafle dawały efekt estetyczny, ale też praktyczny – na zewnątrz chroniły przed palącym słońcem lub padającym deszczem (Lizbona ma średnio 100 dni deszczowych w roku, co stawia ją na pierwszym pod tym względem miejscu wśród stolic europejskich).

Właśnie spacer szerokimi eleganckimi ulicami dzielnic Baixa i Chiado lub ciasnymi uliczkami Bairro Alto, Alfamy, Mourarii, Gracy czy Madragoi i wypatrywanie nowych wzorów kafli daje najwięcej frajdy. Tu secesyjne tulipany ciągną się fryzem na trzecim piętrze, tam obrazek świętego nad wejściem, ówdzie reklama restauracji lub panorama miasta.

Zrudziałe od kapiącej z dziurawej rynny wody gwiazdy układające się w gęsty rysunek. Dawny klasztor zamieniony na restaurację Cervejaria Trindade, w której stoliki stoją na tle potężnych paneli z ponętnymi kobietami o odsłoniętych piersiach (azulejos pochodzą z późniejszych niż mnisie czasów) przedstawiającymi Wiosnę, Lato, Jesień, Zimę, Ziemię, Wodę, Wiatr i Ogień. Stacja dworca Rossio z wielkimi medalionami pokazującymi skarby Portugalii: ryby, owoce, wina, sery. Krużganki kościoła św. Wincentego za Murami wyłożone wielkimi błękitnymi krajobrazami. Zwykły bar kawowy niedaleko placu św. Dominika, w którym liczyć można na kieliszek rozgrzewającej ginji, czyli wiśniówki, gdzie liczne czerwone tabliczki informujące o obowiązującej tu zasadzie „pre-pagamento” (najpierw płać, potem pij) wiszą na tle sceny z popijającymi wino dżentelmenami.

Im mniej spodziewane odkrycie (uchylone drzwi na klatkę schodową z wytartymi drewnianymi stopniami, bukietem sztucznych kwiatów na półpiętrze i kafelkową lamperią w wielkiej urody kwiaty), tym większa frajda dla poszukiwacza.

[srodtytul]Kup pan azulejo[/srodtytul]

Plac schowany za potężnym barokowym kościołem św. Wincentego, na którym zwykle odbywają się pchle targi, w zimowe przedpołudnie świeci pustkami. W pawilonie na środku ma swój sklepik antykwariusz. Krząta się właśnie przed wejściem, gdzie wystawił fotele z lat 60. XX wieku i inne skarby. Są wśród nich też trzy skrzynki pojedynczych kafli. – Te z XVII wieku kosztują 25 euro, te z XVIII są po 15, a z XIX wieku po 10 euro – antykwariusz patrzy z wyczekiwaniem. Przez moment przebiega mi przez myśl, że taki kafel byłby wspaniałą pamiątką z Lizbony. Ale za chwilę przychodzi druga myśl: jeśli kupię taki kafel, dostawca antykwariusza odłupie gdzieś i przyniesie mu następny. Zresztą po co azulejos w Polsce? Niech zostaną w miejscu, dla którego zostały stworzone, i dalej świadczą o wyjątkowości tego miasta.

„Kafelki” brzmi dość szorstko. Azulejos (czyt. azuleżusz, liczba mnoga od azulejo) – o wiele romantyczniej. Można nawet doszukać się w tej nazwie słynnego portugalskiego saudade – nieokreślonego smutku pomieszanego z tęsknotą, które ma wbudowany w charakter każdy Portugalczyk, a które łączy się nieodmiennie ze wspomnieniem dawnej świetności Portugalii jako kraju odkrywców dalekich lądów i ich wielkich bogactw.

Ceramiczne kafelki znali już starożytni Egipcjanie. Niemal każdy kraj je dzisiaj produkuje. Ale żaden nie stosował i nie stosuje kafelków tak powszechnie jak Portugalczycy. Wyspecjalizowali się oni w sztuce wypalania, malowania i układania azulejos tak dalece, że stały się one ich sztuką narodową. Szybko zauważy to każdy przybywający do Portugalii. Azulejos zdobią fasady i wnętrza domów mieszkalnych oraz budynków publicznych, pałaców, kościołów, restauracji, sklepów, warsztatów, stacji metra. Towarzyszą Portugalczykom w życiu codziennym na każdym kroku. W ich otoczeniu Portugalczycy jedzą, mieszkają, modlą się, pracują.

Pozostało 90% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy