Mają one wprawdzie mniejsze długi i znacznie niższe deficyty, ale ciężaru uzdrowienia sytuacji na drugim biegunie UE mogą nie udźwignąć. Unia Europejska, a tym bardziej unia walutowa, muszą być budowane na zdrowych fundamentach. Obecnie te fundamenty na skutek kryzysu finansowego zostały poważnie naruszone.

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/02/21/elzbieta-glapiak-sprzatanie-trzeba-zaczac-od-siebie/]Skomentuj na blogu [/link][/b]

Aby cała budowla się nie zachwiała, trzeba czym prędzej przystąpić do naprawy sytuacji u podstaw. To, na co liczą w tej chwili rynki finansowe, to wiarygodne i realne do przeprowadzenia plany stabilizacji sytuacji w poszczególnych krajach. Reformy zmierzające do obniżenia potrzeb pożyczkowych pomogą przywrócić wiarygodność gospodarek krajów członkowskich, a tym samym całej Unii.

Nie da się posprzątać po kryzysie zamiatając własne problemy pod dywan i próbować ratować wizerunek wspólnoty strefy euro włączając do niej kraje, które w najgorszych kryzysowych latach nie wydawały ogromnych sum na pompowanie gospodarki. Jak kończy się próba koloryzowania rzeczywistości, już wiemy – wystarczy spojrzeć na Grecję. Znacznie lepiej bez zbędnych upiększeń przedstawić stan faktyczny i plan wyjścia na prostą. Dopiero wtedy można myśleć o rozszerzaniu strefy euro.

Zresztą do niedawna unijni politycy na nasze nieśmiałe zapytania o złagodzenie kryteriów z Maastricht odpowiadali twardo nie. Musicie najpierw uzdrowić finanse we własnym kraju. Czyżby tak szybko zapomnieli własne słowa?