Tirana bez uprzedzeń

– Wybiera się pan do Albanii?! – kierowca taksówki, którą jadę na lotnisko, aż odwrócił głowę. – Panie, przecie to dzicz! Kradną i rabują, mafia wszystkim kręci, strach tam jechać. – A pan już był? – No nie, ja nie, ale to się wie. Strach jechać

Publikacja: 26.03.2010 00:01

Długopisy, plastry na odciski, zapałki, zapalniczki, parasolki – handel uliczny kwitnie

Długopisy, plastry na odciski, zapałki, zapalniczki, parasolki – handel uliczny kwitnie

Foto: Fotorzepa, Michał Cessanis ces Michał Cessanis

W Tiranie słowa warszawskiego taksówkarza potwierdza z całą powagą właściciel agencji turystycznej Elton Czauszi: – Najpierw gości okradamy, potem gwałcimy, a na końcu zabijamy. Mruga: – Gdy to mówię na dzień dobry, od razu słyszę śmiech. Zagraniczni goście widzą, że pokpiwam z uprzedzeń.

[srodtytul]Hodża nas obronił[/srodtytul]

Lotnisko im. Matki Teresy niczym nie zaskakuje – przeciętny standard europejski, kolejki dla obywateli „Republika e Shqiperise” i całej reszty świata. Z przerażeniem konstatuję, że… nie mam wizy. Zapomniałem, że Albania nie jest członkiem Unii Europejskiej. Ale gdy podaję ładnej czarnowłosej dziewczynie ze służby granicznej polski dowód, nie budzi to jej zdumienia. Wpisuje do komputera dane, pyta, czy to moja pierwsza wizyta, i życzy przyjemnego pobytu. Odchodzę dumny jak paw, a potem się dowiaduję, że obywatele Unii już niemal od roku mogą wjeżdżać do Albanii bez wiz.

Albania odgrodzona jest od reszty Europy ścianą błędnych ocen, podejrzeń, przypuszczeń i uprzedzeń. Winą za to z pewnością obarczyć można Envera Hodżę, komunistycznego przywódcę rządzącego państwem przez 40 lat (1945 – 1985 r.). Uważano go wszędzie za paranoika, jednak sami Albańczycy mają co do niego mieszane uczucia. – To był w gruncie rzeczy cwany facet – kręci głową Albańczyk Leonard Zissi, dawny radca handlowy ambasady w Warszawie. – Można powiedzieć, że wymanewrował Albanię z pułapek zastawianych najpierw przez Mussoliniego, a później Titę. I jeden, i drugi miał zakusy wobec naszego kraju – tłumaczy. – Obiecywali nam złote góry, wsparcie, inwestycje, obronę, byle tylko przyłączyć się do Italii albo Jugosławii. A dla nas, dawnych Ilirów, to przecież byłaby niewola, oddanie niezawisłości.

Iliria była starożytną krainą. Grecy twierdzą, że skolonizo-wali ją przed naszą erą (w VII i VI wieku), według Albańczyków Ilirowie byli równorzędnymi partnerami Hellenów. Śladów wspólnej historii nie brak po obu stronach granicy.

[srodtytul]W dzielnicy partyjnych bonzów[/srodtytul]

W Tiranie, stolicy kraju, czerwona flaga z czarnym orłem o dwóch głowach obecna jest wszędzie. Państwowe godło zdobi zarówno stragany sprzedawców na targu, jak i jedwabne T-shirty panienek spieszących na zabawę w jednym z wielu tirańskich nocnych klubów. „Nocne kluby” to niezbyt precyzyjne określenie, przyznaję. Nocne kluby są, a jakże, podobnie jak i kasyna (choćby w największych hotelach), ale młodzi ludzie i turyści bawią się w otwartych nieraz do ostatniego gościa licznych „klubach z wyszynkiem”, jak można by je nazwać. Najwięcej – i najciekawszych – można ich znaleźć w Blokku, niedostępnej przez lata dla zwykłych obywateli dzielnicy dyplomatów i partyjnych bonzów. Mieszkał tu Hodża – jego willa, rozbudowany jednopiętrowy klocek, nie wytrzymuje porównania z domami bogatszych Polaków – a dziś znajduje się tu oficjalna rezydencja premiera, nadal połączona z domem Hodży podziemnym pasażem. A wokół – butiki, salony urody, restauracje, kawiarnie, kluby, salony. Parkują przed nimi wypasione bryki, jakich nie uświadczy się w innych europejskich stolicach. W klubach gra nieprawdopodobna muzyka – zjeżdżają wykonawcy z różnych krajów, didżeje wyczyniają cuda. Jest wszystko: etno, world, jass, pop, funk, rap, hip-hop, reggae, nawet jakiś zapiewajło do kotleta się trafi. Słyszałem przed laty na żywo Marleya i Tosha, grali muzykę niezwykłą, zaangażowaną, ostrą – ale w Tiranie wysłuchałem wschodniego reggae z nutką romantycznej skargi. Nie-sa-mo-wi-te, man...

W klubach leje się alkohol: piwo z całego świata, koktajle, drinki, alkohole niemieszane. Albania jest krajem muzułmańskim, w stolicy nikt jednak nie zwraca na to uwagi. Alkohol można kupić w każdym sklepie, restauracji, kafejce. Na targu w plastikowych butelkach po wodzie mineralnej sprzedawane są lokalnie pędzona rakija i jakieś tajemnicze „kabernety”. Nie widać jednak na ulicy pijanych, nawet z zamykanych nad ranem przybytków wszyscy wychodzą o własnych siłach.

Islamskość ujawnia się na ulicy. Nie zdradza jej strój kobiet – więcej owiniętych chustami muzułmanek spotykam co dzień w warszawskim metrze, niż widać ich na tirańskich deptakach. To mężczyźni dają świadectwo przywiązania do tradycji. Ich grupki wystają na rogach ulic, przed kawiarniami, przy wejściu do wąskich uliczek z tysiącem handlowych kramów. Czasem rozmawiają, najczęściej patrzą w milczeniu. Dłoń owija każdemu tespih, muzułmański różaniec o 33 paciorkach, pomagający przywołać 99 imion proroka. Paciorki przesuwają się błyskawicznie, mężczyźni spoglądają zdecydowanie. W podcieniach starsi panowie grają w szachy i domino otoczeni kibicami.

W pochodzącym z końca XVIII wieku centralnym meczecie Tirany zwiedzających przyjmuje młody człowiek w uniformie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że każdy funkcyjny ma jakiś mundur – na albańskich ulicach i drogach pełno milicjantów, wojskowych, członków prywatnych straży, służb porządkowych, przeróżnych ochroniarzy ze wzrokiem pełnym pogardy dla otoczenia. Nawet hotelowi odźwierni wydają się nosić jednakowe uniformy w śliwkowym kolorze.

Woźny w meczecie jest uśmiechnięty i gościnny, przypomina o zdjęciu butów, ale nie jest służbistą – gdy znajomy fotograf spogląda na przeznaczony dla kobiet balkon, skąd chciałby robić zdjęcia, Albańczyk zaprasza go szerokim gestem.

Na dywanach siedzą starsi mężczyźni, studiują Koran, modlą się, rozmyślają z zamkniętymi oczami. W liczącej 3,6 mln mieszkańców Albanii niemal 65 procent to muzułmanie bektaszyci wywodzący się z tradycji sufickiej, czyli mistyczno-ascetycznej ścieżki poznania Boga. Hodża demokratycznie zabronił wszystkich religii, gdy w roku 1967 ogłosił Albanię pierwszym państwem ateistycznym. Dopiero w latach 90. XX w. wspólnoty religijne zaczęły się odradzać. Ale Albańczycy są bardzo tolerancyjnie nastawieni do religii, ich islam jest łagodny, liberalny.

Przed mihrabem (głównym ołtarzem) klękają nastoletni chłopcy, pochylają się w modlitwie. Gdy pytam Leonarda Zissiego, w jakim języku się modlą, mówi: – Na pewno nie po arabsku, szkoły koraniczne to przeżytek. Koran dawno już został przetłumaczony na albański, to dziś język naszych muzułmanów. Ale muezin – dodaje – wzywa do modlitwy po staremu, czyli po arabsku.

[srodtytul]Mauzoleum jak mumia[/srodtytul]

Wychodzę z meczetu i kieruję się w stronę Blokku. Po drodze mijam urząd do spraw uchodźców i, po drugiej stronie ulicy, komendę policji. Nieoczekiwanie dopada mnie uczucie déja vu – skądś znam te budynki, całe to otoczenie. Po chwili już wiem: tak wygląda osiedle na tyłach weneckich Giardini, tam gdzie zbudowano po wojnie stadion. Nic dziwnego, to Włosi odpowiadają za urbanistyczny schemat Tirany – król Zog I zdecydował o jej gruntownej przebudowie w latach 20. XX wieku i od 1925 r. zajmowała się tym grupa włoskich architektów kierowana przez Armanda Brassiniego. Centralnie położony plac Skanderbega, narodowego bohatera, jest po prostu otwartym wybetonowanym skwerem, ale budynki, które go otaczają, mają urok międzywojennego miasta – niby jednakie, ale różniące się szczegółami. Mieszczą różne rządowe urzędy, zaprojektowane są mądrze, bez przepychu, ale tak, że nie ma się wątpliwości, jaką funkcję pełnią.

Jedynym chyba dziś gmachem, który zagubił tożsamość, jest Piramida, ostentacyjna budowla w centrum miasta, jaką Hodża zostawił na wieczną rzeczy pamiątkę. Tak w każdym razie myślał, ale dziś jego mauzoleum nosi wdzięczną nazwę Mumja i faktycznie przypomina trupa, bo pokryte jest liszajami niszczejących płytek. Zaprojektowała je dla papy córka Hodży Pranvera, z zawodu architekt. Złośliwcy twierdzą, że Enver wykorzystał dziecięcy rysunek córeczki. Są plany oddania budynku na cele kulturalne, ale na razie brak pieniędzy i jednoznacznych ustaleń.

W Tiranie, mieście gęsto zaludnionym – niemal 800 tys. mieszkańców – i niezbyt obszarowo dużym, sporo jest miejsc wymagających natychmiastowego remontu czy renowacji. Jednak, jak widać z Kopile, Wzgórza Bohaterów, w mieście toczą się liczne inwestycje.

Trochę w tym chaosu, ale w Tiranie władze potrafią reagować zdecydowanie, gdy dochodzi do budowlanej samowoli – obok mego hotelu stoi nowy dziesięciopiętrowy budynek, którego parter i dwa pierwsze piętra wyglądają niczym zniszczone wybuchem. Czyżby zamach bombowy? Nic takiego, uspokaja Zissi – inwestor zabudował przejście łączące dwie ulice. Gdy odmawiał wprowadzenia zmian, miasto wysłało ciężki sprzęt. W parter wjechał spychacz, reszta posypała się sama. Na razie inwestor zwinął interes.

Takie radykalne działanie jest czasem niezbędne. W Blokku co wieczór pojawiają się patrole drogówki, by bezlitośnie odholowywać blokujące jezdnię samochody. Ulice są bowiem zastawione parkującymi autami. I to wszystko w kraju, w którym za rządów Hodży posiadanie samochodu było w ogóle zabronione – jeździł tylko transport publiczny, auta przyznano też kilku lekarzom. Teraz każdy chce mieć jakiś wóz, najlepiej mercedesa. I mercedesów jeździ najwięcej.

Ze szczytu Kopile widać gęstą willową zabudowę na jego zboczu. – Tu kiedyś rosły lasy – zatacza ręką koło Sadik Malaj szefujący lokalnemu zrzeszeniu biur podróży. – No, ale to zbyt cenne działki, by zostawić na nich drzewa. Niestety – rozkłada ręce.

[srodtytul]Chopin i plaster na odciski[/srodtytul]

Wieczorem idziemy na Sheshi Frederik Shopen, czyli skwer Chopina. Stoi na nim od 2003 r. popiersie kompozytora, dar Polski dla albańskiego Towarzystwa Chopinowskiego. Dla uczczenia 200. rocznicy urodzin Fryderyka skwer oficjalnie nazwano jego imieniem. – Chcemy pod pomnikiem organizować koncerty chopinowskie – mówi Malaj. – Będą grali nasi muzycy, w maju mają przyjechać pianiści z innych krajów.

Mimo zmierzchu ulica wciąż żyje. Młodociani sprzedawcy nagabują przechodzących, próbując im wcisnąć towar – długopisy z godłem kraju, zestaw plastrów na odciski, zapalniczki i zapałki, losy państwowej loterii. Nie są nachalni, uśmiechają się, próbują zagadać. Albański jest językiem hermetycznym, bo trudnym. Jako język obcy dominuje włoski, można spotkać ludzi mówiących też po rosyjsku albo młodych znających podstawy angielskiego.

W ulicznych kioskach oferujących ciepłe przekąski – borek, czyli pierogi z francuskiego ciasta nadziewane warzywami, są naprawdę pyszne, podobnie jak grillowane sery – wystarczy pokazać palcem. Sprzedawca z garści bilonu odliczy należną sumę. Uśmiechnie się szeroko, gdy usłyszy „faleminderit” (dziękuję), ale litościwie nie będzie próbował sprawdzać dalej naszej znajomości języka.

– To może strzemiennego? – zaproponował któryś z albańskich znajomych, gdy zaczęliśmy się rozchodzić. Gdzie? W Folie Terrace, odbudowanym pałacu średniowiecznego rodu Toptanów, do których jeszcze przed wojną należały grunty w całej Tiranie. Dziś to kilka pubów i restauracji, kino, klub oraz restauracja w ogrodzie. Gdy jest ładna pogoda, szef Florian Cara upycha tu ponad 1000 osób. Teraz jest pusto i cicho, kilka par udaje, że przy ogrodowych stolikach siedzieć można nawet w deszczu.

Na lotnisku w Warszawie okazuje się, że bagaże z Tirany nie doleciały. Na szczęście nie wracam do domu z tym samym taksówkarzem. Miałby kolejny argument w swojej opinii na temat Albanii.

W Tiranie słowa warszawskiego taksówkarza potwierdza z całą powagą właściciel agencji turystycznej Elton Czauszi: – Najpierw gości okradamy, potem gwałcimy, a na końcu zabijamy. Mruga: – Gdy to mówię na dzień dobry, od razu słyszę śmiech. Zagraniczni goście widzą, że pokpiwam z uprzedzeń.

[srodtytul]Hodża nas obronił[/srodtytul]

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy