Bić nie będę

Justyna Kowalczyk, mistrzyni olimpijska z Vancouver w biegach narciarskich, największa dziś gwiazda polskiego sportu, w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem o pułapkach popularności, zakochaniu, dopingu, Marit Bjoergen i byciu ciocią z telewizora

Publikacja: 26.03.2010 02:05

Bić nie będę

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]RZ: Mówią, że jest pani trudna. Mają rację?[/b]

Justyna Kowalczyk: Nie taka trudna, jakby się wydawało. W życiu prywatnym jestem raczej potulna.

[b]Czyli te kolce są tylko na pokaz?[/b]

Tak. Najczęściej.

[b]A przed czym się pani tak broni?[/b]

Kłuję na zewnątrz, żeby nikt mi się nie pchał do wewnątrz. W to potulne życie prywatne. Tam, gdzie już nie jestem taka bombarda, nie odbijam piłeczek bez przerwy.

[b]Mocniej się wpychają teraz, po złocie olimpijskim, czy gorzej było rok temu po mistrzostwach świata, gdy wysyłała pani esemesy: „Jestem osaczona”?[/b]

Za krótko byłam w domu po igrzyskach, żeby wiedzieć. Nawet jak będzie gorzej, jakoś to przyjmę. Przecież kijkiem nie będę biła. Jestem bojowa dziewczyna, ale widzę, że w pewnych sprawach walczyć nie warto, bo ludzie tego nie zrozumieją. Jakby byli w mojej sytuacji, to by inaczej piszczeli. Kto mnie zna, ten wie, że ani o popularność, ani o pieniądze nie zabiegam. W reklamach nie gram i raczej trudno będzie mnie namówić, zaproszenia do telewizji przyjmuję rzadko. W kręgu przyjaciół nigdy nie narzekam, ciągle się śmieję. Tylko że żaden z moich przyjaciół nie poluje na mnie z aparatem, nie robi mi zdjęć, jak jestem tuż po prysznicu, nie dopytuje mnie: co czułaś, jak robiłaś to, a co czułaś, jak tamto. Opowiadać o sobie to nie mój żywioł.

[b]Podczas finału Pucharu Świata w Falun to sam trener Aleksander Wierietielny, nieciągnięty za język, powiedział o pani, że są dwie choroby, na które lekarstwa nie ma: katar i zakochanie. I się uśmiechnął.[/b]

Też mi odkrycie. Każdy młody człowiek się zakochuje milion razy na rok.

[b]A jak pani się zakochuje, to panią uskrzydla na nartach?[/b]

Różnie bywa. Raz się trafi dobrze, raz źle i zamiast skrzydeł jest ciężar. Jak to w życiu. I tyle na ten temat.

[b]Myśli już pani o usamodzielnieniu się, pójściu na swoje, czy jednak w domu rodziców ciągle najlepiej?[/b]

Jak będę chciała zakładać rodzinę, to na pewno zastanowię się nad domem albo mieszkaniem. Ale dziś jestem gościem w Polsce i zawsze się wyrywam, żeby pobyć z rodzicami. Gdybym się teraz wyprowadziła, to wracałabym do pustego pokoju. Bez sensu. Mieszkania zresztą mam, na wynajem. Zarabiam od kilku lat, a teraz mieszkania zarabiają na siebie. Wszystko opodatkowane i czyste. Żeby pieniądze mądrze zamrozić i za kilkanaście lat, jak mi się będzie chciało z nich skorzystać, zrobić to. Nie musi być dużo więcej, byle nie ubyło.

[b]Ma pani już ten wewnętrzny spokój: zarobiłam tyle, że jak będę kiedyś musiała sobie wymyślić drugie życie, to ono też będzie przyjemne?[/b]

Ja jestem obrotna dziewczyna. Może dlatego tak dobrze biegam na nartach, bo wiem, że zawsze sobie poradzę. Nawet jakby mnie kontuzja zatrzymała pięć lat temu, przed tymi największymi sukcesami, to też bym znalazła drogę. Nie wylądowałabym pod mostem i czekała, aż ktoś zasiłek da.

[b]A pojawili się już ludzie, którzy proponowali, że się pani pieniędzmi zajmą?[/b]

Już kiedy miałam pierwszą większą kasę, czyli po igrzyskach w Turynie, tacy byli. A jak po medalach w Vancouver jeden z dziennikarzy powiedział w telewizji, że się premiami zupełnie nie przejmuję, odbiór kwituje trener, a pieniądze idą na moje konto i nawet nie wiem, ile tam jest, to dwie minuty później już dzwonił jakiś pan z propozycją, że on się tym może opiekować. Ale to jednak rzadkość. Tworzę duży dystans i ludzie się boją. Nie podchodzą, bo wiedzą, że może być szybka riposta.

[b]

Lubi pani czasami zaszaleć za te premie? O Agnieszce Radwańskiej wiadomo, że ładnej torebce nie przepuści. Pani też?[/b]

Bardzo lubię kupować, wydawać pieniądze, ale czy to jest szaleństwo? Spodoba mi się jakiś ciuch czy buty, to biorę.

[b]Biżuterię też? Kolczyki z niebieskim oczkiem to był pani znak firmowy w ostatnim sezonie.[/b]

Wcześniej nie nosiłam, bo mi uszy mroziło i musiałam zasłaniać. A teraz są łagodniejsze zimy.

[b]

Na przyszły sezon coś pani doda?[/b]

Być może. Ale jak przed odlotem z Vancouver poszłam na zakupy, to kupowałam głównie prezenty dla naszych dzieciaków.

[b]

Ile ich jest?[/b]

Czworo. Synek siostry i trójka brata. Od trzech lat do jedenastu. Jestem ich ciocią z telewizora.

[b]Ten najmłodszy, jak widzi ciocię na ekranie, to się odpycha kijkami? [/b]

Nie, Olek jest inny. Duży jak na swój wiek i władczy. Żadnego odpychania się, nie będzie nikogo naśladował. Dzieci są indywidualistami i nie muszą robić tego co ciocia. Oczywiście, że przypinają narty, ale nie sądzę, żeby chciały to robić wyczynowo.

[b]W pani rodzinie indywidualiści są chyba nie tylko w najmłodszym pokoleniu.[/b]

Zgadza się. Mama, tata, dwie siostry, brat – wszyscy mamy swoje drogi i swoje charaktery.

[b]A pani do kogo jest najbardziej podobna?[/b]

Myślę, że do tej siostry, która jest ode mnie starsza o cztery lata. Ja potrafię w wielu sprawach wyluzować. A Ilona nie luzuje. W dzieciństwie bywało między nami gorąco. Bo ona była zawsze starsza i wspanialsza. Silniejsza też, bo uprawiała sport. Ale brat, 11 lat starszy ode mnie, brał mnie w obronę. Byłam tą siostrzyczką, której nie wolno tknąć.

[b]Kilka biegaczek zrobiło sobie przerwę na urodzenie dziecka i wróciło na trasy. Ostatnio Estonka Kristina Smigun. Widzi pani siebie kiedyś w roli biegającej mamy?[/b]

Jasne. Olga Roczewa, jedna z moich koleżanek, ma już dwójkę dzieci i może teraz biega słabiej, ale po powrotach była rewelacyjna. Julija Czepałowa miała dzieci jeszcze jako zawodniczka. Riitta Liisa Roponen ma kilkuletnią dziewczynkę. Zabiera ją czasami ze sobą. Kristina swoją też. Mała jest bardzo kontaktowa, to niesamowicie zbliża.

[b]Naprawdę dałaby pani radę biegać między bawieniem a podgrzewaniem butelek?[/b]

Co to za problem. Przecież ja mam dużo wolnego czasu. Dużo trenuję, ciężko trenuję, ale mogę to wszystko tak zorganizować, żeby mi się żyło dobrze. To nawet by było fajne. Bo pewnie przestałabym się tak tymi nartami przejmować.

[b]A czemu się pani teraz aż tak bardzo przejmuje i denerwuje?[/b]

Bo to moje całe życie. Jak się nie przejmować? Czytałam wywiad z trenerem Franciszkiem Smudą, w którym on mówi, że piłka to jest jego dzień i noc. Ja mogę to samo powiedzieć o nartach. Znam się na nich i naprawdę mnie denerwuje, jak ktoś mi coś próbuje wmówić albo napisze coś innego, niż powiedziałam. Jak coś takiego czytam, to aż mnie ściska.

[b]Ale nie żałuje pani czasami, że nie potrafiła odpuścić? Na przykład w sporze z Adamem Małyszem na łamach prasy o wybrakowane kurtki dla kadry?[/b]

To nie było nic wielkiego, po prostu każdy dbał o to, co go najbardziej interesuje. Adam o firmę, która go sponsoruje, ja o to, żeby mi było ciepło, a spór stworzyły media. Więc tu nie ma czego wybaczać, przepraszać się. Tylko jak czasami o tym komuś opowiadam, to się śmieje, że ja muszę o cieplejsze kurtki walczyć.

[b]A spór o astmę Marit Bjoergen nie zepsuł pani trochę smaku medali?[/b]

Nie żałuję tego. Zaczęłam dyskusję, która bardzo mi się podoba, a echa są głośniejsze, niż się spodziewałam. Zwłaszcza w Norwegii. Ja nie twierdzę, że to przez leki na astmę Marit ma takie mięśnie, jakie ma. Te leki pomagają jej oczyszczać drogi oddechowe, a oddychanie to w naszym sporcie 100 procent sukcesu. Jesteśmy na takim poziomie, że o olimpijskim złocie decydują szczególiki, ułamki sekundy.

[b]Mięśnie Marit zawsze miała potężne, nawet gdy brała słabsze leki. [/b]

To fakt. Ja jestem szczuplejsza, ale proszę wierzyć, równie wyżyłowana.

[b]Pamiętam, jak pięć lat temu w Oberstdorfie, po swoich pierwszych mistrzostwach świata, mówiła pani, że prawdziwa biegaczka powinna być jak Marit, potrafić wszystko jak Marit itd. Co się od tego czasu zmieniło? Ambicja wzięła górę w sezonie olimpijskim?[/b]

Ale między nami naprawdę nie ma niechęci. Jest raczej zmęczenie, że nam ciągle każą mówić o sobie. We mnie nie ma zawiści sportowej. Jeśli ona jest najlepsza, niech wygrywa, tak powinno być. Marit jest sympatyczną, fajną dziewczyną. Tylko przyjmuje leki, które ja też chciałabym przyjmować, a nie mogę.

[b]

Amerykańskim badaczom wyszło w testach, że zdrowym sportowcom te leki nie pomagają, chyba że przez efekt placebo.[/b]

Na mnie niestety placebo bardzo mocno działa.

[b]Mówi pani, że Marit jest sympatyczną, fajną dziewczyną, ale ciepła się ostatnio między wami nie czuje. [/b]

Tego ciepła nigdy nie było. Kiedyś ona bardzo pozytywnie wypowiadała się o mnie jako o tej młodej, która rośnie. Potem miała kryzys i zniknęła, a ja zaczęłam wygrywać. A teraz obie znalazłyśmy się na szczycie i ona ciągle chwali mnie jako narciarkę, a ja chwalę ją. Jak Marit ma urodziny, to składam życzenia. Ale przecież nie pójdę z prezentem, bo to by było nieszczere, skoro od lat mówimy sobie tylko: cześć, gratuluję.

[b]Szczyt okazał się za mały dla was dwóch?[/b]

Nieprawda, to świetnie dla sportu, że ma dwie takie postaci. Takie zupełnie różne. Innej budowy ciała, innego charakteru. Nawet innego pochodzenia. Jedna z Norwegii, w której bieg na nartach jest tradycją, wszystkim. A druga z Polski, gdzie dwa lata temu mało kto wiedział, co to są biegi. Przecież, tak na logikę, to ja miałam większą szansę, że trafię milion w totka, niż że biegając w Polsce na nartach, dotrę do medali, Pucharów Świata, popularności i pieniędzy. A wracając do Marit: świetnie, że jest. Bo jakby jej nie było, wygrywałabym bieg za biegiem i w przyszłym sezonie nie byłabym już tak dobra.

[b]Czy ktoś pani kiedyś proponował doping?[/b]

Nie, nie było takiej sytuacji.

[b]Ale gdyby pani chciała, nie byłoby problemów ze zdobyciem?[/b]

Znam środowiska, w których można by było się zaopatrzyć. Ale moim zdaniem biegi są dziś dosyć czystym sportem. Zdarzają się wpadki, ale widzimy na przykładzie Kornelii Marek, że kłamstwo miało bardzo krótkie nogi. Jesteśmy po czystce w rosyjskich biegach i biatlonie, po czystce w Austrii. Poprawiło się.

[b]Norwegowie po wpadce Marek zachowali się elegancko. I Bjoergen, i ludzie z jej ekipy powtarzali: Justyna na pewno jest czysta.[/b]

Nie mogli mówić inaczej. Jestem czysta jak łza i oni to wiedzą. Jestem badana co chwila, jeżdżę na wszystkie zawody i podczas nich też się nie chowam, mieszkam ze wszystkimi. Kontrolerzy pukają do mnie rano i wieczorem. Do domu i do hotelu. Nawet o północy we Wszystkich Świętych.

[b]Jak się słucha takich opowieści, to trudno zrozumieć, dlaczego w ogóle młoda dziewczyna wybiera biegi narciarskie? Przecież to jest zakon o jakiejś nieludzkiej regule.[/b]

Da się z tym żyć. I jeszcze mieć z tego przyjemność. Jestem pracoholiczką, ale jak już z pracy wychodzę, to naprawdę dobrze wychodzę. Jesteśmy młodymi ludźmi, którzy umieją się bawić. Na każdych zawodach jest miejsce, gdzie się można spotkać. Jeśli ktoś nie ma na drugi dzień długiego biegu albo jeśli startuje tylko w sprintach, to czemu miałby nie przyjść.

[b]Jest coś, czego pani w narciarstwie nie lubi?[/b]

Niesprawiedliwości. Plastiku przylepiającego się do narty, jak ostatnio w Falun, wywrotek, złego smarowania, zajeżdżania drogi. Strasznie zazdroszczę pływakom. Każdy ma swój tor, na ile jest przygotowany, tak przepłynie.

A u nas za każdym razem inny śnieg, inna trasa. Możesz być najlepszy, a jak smar zawiedzie, to biegu nie wygrasz.

[b]Igrzyska się skończyły, sezon Pucharu Świata też, a pani ciągle się gdzieś spieszy. Teraz na komercyjne zawody na Ural i Kamczatkę. To jest silniejsze od pani?[/b]

Tej Rosji już się nie mogę doczekać. Bieganie po śniegu to w moim sporcie najprostsza i najprzyjemniejsza rzecz. Narciarstwo boli latem. Wtedy są treningi na rolkach, podjazdy rowerem, ciąganie za sobą opony pod górę. A starty to jak nagroda. Ja lubię się zmęczyć, lubię, gdy jest nóż na gardle. Jestem po prostu dobrym sportowcem.

[b]Na długo wystarczy pani jeszcze siły?[/b]

Różni bardzo mądrzy ludzie mówią o moim trenerze Aleksandrze Wierietielnym, że mnie zajeżdża, katuje. Nonsens. Przecież on mi pierwszy raz pozwolił wystartować na 15 km, jak miałam 18 lat. Na 30 km dopiero jak miałam 23, co jest anomalią. Ale on ciągle twierdził: nie jesteś na to przygotowana. Jasne, bardzo dużo trenujemy. Ale to są ćwiczenia spokojne, a trener nigdy nie wywiera presji, że mam zrobić jakiś wynik. U niego ważne jest, żeby wykonywać ćwiczenia dokładnie, a nie szybko. To dlatego jestem coraz lepsza. No i późno zaczęłam biegać na nartach, więc ciągle poprawiam technikę i coś na tym zyskuję co sezon. Nie trzeba trenować ponad siły, trzeba trenować mądrze.

[b]Mówi pani od dawna, że na następnej olimpiadzie, w Soczi, ma być złoto. A co po niej? W stronę następnych igrzysk?[/b]

Można sobie karierę planować, ale prawda jest taka, że w sporcie decyzje się podejmuje z dnia na dzień. Doczekamy, zobaczymy. Jak będę najlepsza, to chyba żal schodzić z trasy, prawda?

[ramka][b]Justyna Kowalczyk[/b]

Żadna z biegaczek narciarskich nie zebrała jeszcze takiej kolekcji jak ona: trzy medale ostatnich igrzysk olimpijskich, w tym złoty, trzy z ostatnich mistrzostw świata – dwa złote, zwycięstwo we wszystkich klasyfikacjach Pucharu Świata. Kowalczyk w zakończonym sezonie na samych tylko premiach i nagrodach za medale zarobiła blisko 2 mln złotych. Ma 27 lat, pochodzi z Kasiny Wielkiej[/ramka]

[b]RZ: Mówią, że jest pani trudna. Mają rację?[/b]

Justyna Kowalczyk: Nie taka trudna, jakby się wydawało. W życiu prywatnym jestem raczej potulna.

Pozostało 99% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy