Ucz się synu, ucz, bo nauka to potęgi klucz – mawiali w dawnych czasach rodzice, widząc, że ich pociecha bardziej niż nauką interesuje się płcią odmienną, sportem lub najzwyklejszym zbijaniem bąków (niepotrzebne skreślić). Czy w dzisiejszych czasach, gdy dochodzi do przewartościowania najtrwalszych prawd, owa maksyma dalej obowiązuje?
Na pozór ludzie wciąż w nią wierzą. Od 1990 roku trwa w Polsce boom edukacyjny. Między 1991 a 2007 rokiem liczba studentów zwiększyła się blisko pięciokrotnie (z 404 tys. do 1941 tys.), choć niestety liczba nauczycieli akademickich wzrosła w tym czasie tylko z 64 do 97 tys. To oznacza, że na jednego nauczającego przypada trzy i pół razy więcej studiujących.
Czy wiara w moc nauki pomaga w życiu? Tylko częściowo. Zdobycie wyższego wykształcenia nie gwarantuje w Polsce znalezienia pracy ani tym bardziej istotnie wyższych zarobków. Nie wszystkie polskie dyplomy pomagają w znalezieniu atrakcyjnego zatrudnienia w krajach, do których młodzi Polacy udają się na saksy.
Dyplom nie daje gwarancji, ale jednak pomaga. Przy średniej stopie bezrobocia wynoszącej w połowie ubiegłego roku 9,6 proc. (licząc według systemu BAEL) analogiczny wskaźnik dla grupy osób z wyższym wykształceniem wynosił tylko 3,8 proc. Także dynamika zmian jest dla bakałarzy, inżynierów, magistrów itd. korzystna. W ciągu roku stopa bezrobocia w grupie wykształciuchów spadła aż o 2,2 pkt proc.Nieźle. Choć powinno być lepiej. Dlaczego nie jest? W dużym stopniu winne są instytucje oferujące usługi edukacyjne. Nasze stare uczelnie państwowe niewiele zrobiły, aby poprawić jakość kształcenia i dostosować swoją ofertę do potrzeb rynku. Dobrym przykładem braku elastyczności jest niedobór osób z wykształceniem technicznym, odczuwany od chwili przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Z kolei nie takie już młode uczelnie prywatne w większości wciąż są dalekie od standardów wyznaczanych przez ich zachodnie odpowiedniki.
Ale winę za niepowodzenia na rynku pracy ponoszą też sami uczący się. W dawnych czasach, za komuny, ukończenie byle jakich studiów gwarantowało wszystkim mniej więcej takie same możliwości pracy i na ogół podobne niewysokie zarobki. Dzisiaj o możliwościach kariery zawodowej decyduje nie tytuł, ale rzeczywiste umiejętności. Dlatego jeśli ktoś chce zajść wysoko, musi nie tyle uczyć się, co się nauczyć.